Jeszcze przed startem sezonu NBA prowadziła rozmowy na temat tego, czy nie warto dodać dodatkowe miejsca w składach wszystkich drużyn. Chodziło konkretnie o to, aby zwiększyć ten limit do 19 zawodników. Wtedy jednak stwierdzono, że nie ma takiej potrzeby. Teraz wydaje się to nieuniknione.
Chodzi o zwiększenie limitu kontraktów tzw. „two-way”, a gracze na takich umowach będą mogli rozegrać maksymalnie 50 spotkań w całym sezonie regularnym NBA. W ostatnim tygodniu odwołano aż 12 spotkań, co łącznie daje już 13 meczów, które odbędą się w innym terminie. Z tego powodu NBA ponownie chce rozpatrzyć pomysł rozszerzenia składu.
– Liga i Związek zawodników (NBPA) muszą ustalić detale takiego porozumienia. (…) Oczekuje się jednak, że te rozmowy będą miały swój finał w najbliższych dniach i drużyny szczególnie dotknięte przez COVID-19 będą mogły zwiększyć liczbę zawodników w składzie. Szczególnymi kibicami tej inicjatywy są generalni menedżerowie – wynika z raportów Adriana Wojnarowskiego z ESPN.
Chodzi o standardowy kontrakt „two-way”, na mocy którego kluby będą mogły podpisać graczy ze stażem w NBA wynoszącym trzy lub mniej lat. Oznacza to, że takiej umowy nie będzie mógł parafować Jeremy Lin czy Isaiah Thomas. Zapytany o pomysł rozszerzenia składów Doc Rivers odparł, że niewiele to zmienia, bo pozyskani w ten sposób zawodnicy niewiele wniosą na poziomie NBA. Jednak wydaje się, że sama liga zrobi wszystko, aby prowadzić rozgrywki nieprzerwanie i odwoływać jak najmniej meczów.