Tegoroczne lato w stanie Massachussets zapowiada się wyjątkowo gorąco. Władze Boston Celtics muszą podjąc szereg ważnych decyzji związanych z budową drużyny na kolejny sezon, by przy tym nie narazić się na problemy związane z przekroczeniem budżetu. Na tę chwilę nie wiadomo jeszcze, którzy zawodnicy mogą czuć się pewnie w kwestii pozostania w drużynie, a którzy zostaną bez żalu odpaleni, jednak Kevin Garnett jest zdania, że mistrzowie NBA z ubiegłego roku nie mogą sobie pozwolić na stratę jednego konkretnego gracza. 49-latek pokusił się nawet o stosowny apel.
Na chwilę obecną pewne jest właściwie tylko to, że przez większość, a być może nawet cały sezon 2025-26 Boston Celtics będą musieli sobie radzić bez Jaysona Tatuma. Sześciokrotny uczestnik Meczów Gwiazd ma przed sobą długą i żmudną rehabilitację po zerwaniu ścięgna Achillesa, do którego doszło w drugiej rundzie fazy play-off. Problem w tym, na co wiele wskazuje, że w związku z nowymi zasadami CBA Joe Mazzulla prawdopodobnie będzie miał do dyspozycji najdroższy skład, jaki kiedykolwiek widziała NBA.
Zanim nawet C’s zdecydują się zaoferować nową umowę któremuś ze swoich rezerwowych środkowych, Alowi Horfordowi i/lub Luke’owi Kornetowi, którzy latem staną się niezastrzeżonymi wolnymi agentami, ich zobowiązania wobec wszystkich zawodników już będą wynosiły 231,5 mln dol. To mogłoby się przełożyć na gigantyczny, wynoszący 270,6 mln dol. rachunek z tytułu tzw. „repeater tax”, co daje łączny koszt na astronomicznym poziomie 502 mln dol.
Nikt w Bostonie nie ukrywa, że nie jest to scenariusz, który zostałby przyjęty z otwartymi ramionami, więc można się spodziewać transferów wychodzących. Jako potencjalne kontrakty do zrzucenia przez Celtics tego lata, by móc jakkolwiek obniżyć wyżej wyszczególnione koszty, wymienia się znakomitego defensora Jrue Holidaya, którym już interesuje się kilka klubów, oraz podkoszowego, Kristapsa Porzingisa.
Rzecz w tym, że zdaniem Kevina Garnetta w Bostonie muszą znaleźć sposób, by ten ostatni nie musiał zmieniać pracodawcy. Ciekawy punkt widzenia, zważywszy na zdrowotne perypetie, z jakimi zmagał się ostatnio olbrzym z Łotwy, który zresztą wchodzi właśnie w ostatni rok swojego kontraktu i stał się już przedmiotem plotek transferowych.
– Trzeba zatrzymać Porzingisa, serio. To on sprawia, że drużyna staje się nie do zatrzymania. Kiedy jest na parkiecie i wszyscy są zdrowi – a pod koniec sezonu sam miał z tym problemy – to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nawet nie było wiadomo, co dokładnie mu dolega – powiedział KG w swoim podcaście „Ticket & The Truth” (32:40 na filmie).
Jest w tym jakaś logika. Popularny „Big Ticket” jest zdania, że Celtics są najsilniejsi, gdy Porzingis jest w pełni zdrowy. Jego obecność na parkiecie tworzy trudną do zniwelowania zwłaszcza w defensywie przewagę wzrostu i sprawia, że przeciwnikom trudno poradzić sobie z Tatumem czy Jaylenem Brownem. W teorii Kristaps to wciąż idealny, rozciągający grę środkowy, dysponujący elitarną zdolnością do ochrony obręczy.
Tylko, że… No właśnie – zdrowie. Jak nawet sam 49-latek zauważył, Łotysz pod koniec sezonu zmagał się z niezdiagnozowanym do dziś wirusem, którego skutki odczuwał jeszcze w trakcie play-offów. Z tego powodu na parkiecie nie był sobą, notując średnio zaledwie 7,7 punktu na mecz i trafiając tylko 31,6% wszystkich rzutów z gry. Jego sytuację przedstawialiśmy już zresztą na przykład w tym miejscu.
Niewykluczone więc, że przy niepewnej sytuacji zdrowotnej swojego wysokiego, władze C’s postanowią jednak poszukać wymiany z jego udziałem, stając przed koniecznością dokonania zmian, by ich budżet nie wymknął się spod kontroli. 29-latek, który w ostatnim roku swojego kontraktu ma zagwarantowane 30,7 mln dol wydaje się naturalnym kandydatem do odejścia. Nawet, jeśli Garnett twierdzi inaczej.