Emocje w NBA sięgają zenitu i udzielają się każdemu, a szczególnie gdy walczysz o przetrwanie. To udzieliło się LeBronowi Jamesowi w czwartym meczu serii z Denver Nuggets. Najlepszy zawodnik Lakers był wściekły na swojego trenera i sztab trenerski.
Powiedzieć, że Lakers nie idzie w tej serii to tak oczywiste jak to, że ziemia kręci się wokół słońca. LeBron James i jego koledzy potrzebowali bardzo chociaż jednej wygranej, żeby nie mieć już na zawsze traumy związanej z Denver Nuggets. Ale żeby pokonać mistrzów NBA trzeba wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. I każdą szansę na przejęcie piłki, szczególnie wtedy gdy ona powinna się nam należeć.
W pierwszych trzech meczach Lakers regularnie przegrywali drugie połowy. Zawsze był taki moment w meczu, w którym rywale nagle ich doganiali, a potem uciekali i wygrywali spotkania. Podobnie mogło być w czwartej kwarcie meczu numer cztery. Gospodarze prowadzili różnicą 15 punktów i piłka wypada na aut, wydaje się na pierwszy rzut oka, że wybił ją LeBron James, ale nagle LBJ zaczyna skakać, krzyczeć i wymachiwać rękami. Z resztą zobaczcie to sami:
Jak najbardziej rozumiem wściekłość Jamesa, bo piłka należała się jego drużynie, ale akurat w tym momencie było to bardzo groźne. Nuggets wybili piłkę z autu i szybko zdobyli punkty, w następnej akcji wybronili i zdobyli kolejne. Lakers wzięli timeout i udało im się opanować sytuację. Niemniej sami sprowokowali tę szansę na pogoń. Najpierw brakiem podjęcia szybko decyzji o wzięciu challenge’u, a potem nieuwagą w obronie.
Ta sytuacja dokłada tylko kolejny kamień do ogródka Darvina Hama, który i tak jest mocno na cenzurowanym i jest spora szansa, że straci pracę po sezonie. Osobiście nie do końca się zgadzam z obwinianiem tylko jego za sytuację w drużynie. Lakers wciąż są w trudnej sytuacji, żadna drużyna nie wygrała serii przegrywając w niej 0-3, mecz numer 5 w poniedziałkową noc.