LeBron James nie ma zamiaru poświęcać uwagi Dillonowi Brooksowi i jego zaczepkom. Podczas ostatniej rozmowy z mediami jasno zakomunikował, że jest w NBA, by grać, a nie zajmować się bzdurami. Zawodnik Memphis Grizzlies od samego początku pierwszej rundy play-offów próbuje wejść w głowę gwiazdora Los Angeles Lakers.
Dillon Brooks od początku rywalizacji pierwszej rundy play-offów z Los Angeles Lakers próbuje zajść LeBronowi Jamesowi za skórę. W drugim, wygranym, meczu nawet się mu ta sztuka udała, a zawodnicy wymienili się w trakcie spotkania kilkoma zdaniami. – Mam to gdzieś. On już jest stary. Czekałem na to. Myślałem, że zacznie gadać dopiero w czwartym albo piątym meczu. Chciał mi coś powiedzieć, kiedy złapałem czwarty faul. Powinien mówić wcześniej. Ale ja lubię prowokować. Nie szanuję nikogo, dopóki nie zdobędzie na mnie 40 punktów – powiedział po meczu, w prowokujący sposób, Brooks.
Bezpośrednio po meczu James nie odniósł się do spięcia z Brooksem. Jednak już przed ostatnim treningiem lider Lakers został kilkukrotnie zapytany o Brooksa. Nie zamierzał jednak iść z nim na wymianę zdań. W końcu stracił cierpliwość i zakończył rozmowę z mediami. – Nie chcę mówić dużo więcej. Jutro będzie wspaniały mecz. Nie jestem tutaj dla bzdur – powiedział i opuścił miejsce przeznaczone do kontaktów z dziennikarzami.
Gadanie Brooksa o tym, jak świetnie broni LBJ-a nie ma pokrycia w rzeczywistości. 26 z 49 punktów, które do tej pory James rzucił w tej serii, zdobył kryty przez Brooksa. Co więcej, zrobił to z 61-proc. skutecznością z gry. Trener Lakers Darvin Ham powiedział, że LBJ w podobny sposób podejdzie do zadań ofensywnych także w kolejnym spotkaniu.
Lakers zagrają z Grizzlies w trzecim meczu pierwszej rundy play-offów w Konferencji Zachodniej w nocy z soboty na niedzielę. Gospodarze spróbują obronić przewagę własnego parkietu, którą wywalczyli w pierwszym meczu w Memphis.
***