Choć najbliższa przyszłość gwiazdora Los Angeles Lakers, LeBrona Jamesa, jest owiana mgłą niepewności, jego dziedzictwa nie da się zwyczajnie podrzeć i wyrzucić do kosza. Wciąż jednym z najgorętszych sporów w świecie koszykówki pozostaje debata na temat tego, kto – on czy Michael Jordan – był najlepszy w historii. W ostatnim odcinku swojego podcastu LBJ wypowiedział się między innymi na temat starszego kolegi po fachu, pozwalając sobie również na drobną nutę uszczypliwości.
Wkraczając w swój 23. sezon w NBA, LeBron James zbliża się jednocześnie do swoich 41. urodzin. Wciąż jednak pokazuje, że jego miejsce jest wśród najlepszych, przy okazji pozostając jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w świecie sportu oraz inspiracją dla wielu wschodzących gwiazd, z którymi dzieli parkiet.
Zanim jednak stał się globalną ikoną, skrzydłowy Los Angeles Lakers sam był młodym talentem z Akron w stanie Ohio, który marzył o swojej szansie w najlepszej lidze świata. Jak wielu chłopaków z jego pokolenia, także i on miał swoich idoli. Przed finałowym odcinkiem podcastu „Mind the Game”, który ukaże się we wtorek, opublikowano niewielki jego fragment, w którym James opowiedział nieco o swojej największej inspiracji z dzieciństwa, którą okazał się… Michael Jordan.
– Jeśli mówimy o inspiracji, to nie było dla mnie nikogo bardziej inspirującego niż Michael Jordan. Wydaje mi się też, że nasze style gry świetnie by się uzupełniały. MJ był strzelcem wyborowym… Ale wiem, że nie mogę go wybrać, bo znam zasady działania mediów społecznościowych… Już widzę te nagłówki w stylu: „LeBron chce grać z Michaelem Jordanem” – stwierdził LBJ ku zaskoczeniu zgromadzonej na Fanatics Fest publiczności.
Abstrahując od tego, czy wypowiedź Jamesa była kurtuazyjna czy nie, trudno nazwać ją ukłonem w stronę wielkości Jordana. Było to raczej ironiczne ostrzeżenie przed tym, o czym czasem zapominamy – że nawet najprostsze cytaty, zwłaszcza wyjęte z kontekstu, mogą zaowocować wysypem mniej lub bardziej kulturalnych komentarzy, memów czy fałszywych plotek transferowych. Sam LeBron zresztą w kontekście swoich inspiracji nie wymienił tylko MJ’a.
– Penny Hardaway był dla mnie inspiracją. Grant Hill był dla mnie inspiracją, kiedy dorastałem. Ci gracze typu point-forward – Scottie Pippen, Penny, Grant Hill – to oni mnie inspirowali. W pewnym sensie chciałem być właśnie takim point-forwardem – dodał czterokrotny mistrz NBA.
Jak powiedział, tak zrobił. Król James to bezapelacyjnie jeden z najbardziej klasycznych przykładów point-forwarda w historii ligi. Chociaż nominalnie gra na pozycji niskiego skrzydłowego, w praktyce na parkiecie niejednokrotnie prowadzi grę drużyny jak rasowy rozgrywający. 40-latek wręcz zrewolucjonizował tę rolę, pokazując, że wysoki gracz może dyktować grę lepiej niż większość klasycznych „jedynek”. W samym tylko minionym sezonie wystąpił w 70 meczach, notując średnio 24,4 punktu, 7,8 zbiórki, 8,2 asysty i 1 przechwyt na mecz.
Wprawdzie nikt jeszcze nie wynalazł wehikułu czasu, więc szanse na to, by LeBron zagrał wespół – lub przeciwko – któremuś z zawodników, których uważa za inspirację, są bliskie zeru, to jednak sam wciąż ma wiele do zaoferowania. W kolejnym, swoim już 23. sezonie w najlepszej lidze świata – jeśli zdrowie pozwoli – z pewnością przyniesie wiele miłych chwil kibicom swojej drużyny, nawet jeśli to już nie będą Lakers.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!