W lidze, w której metryka zazwyczaj bezlitośnie wyznacza granice sportowej przydatności, LeBron James wciąż funkcjonuje poza obowiązującą skalą. 30 grudnia gwiazdor Los Angeles Lakers obchodził swoje 41. urodziny. Po porannym treningu koledzy z drużyny postanowili go zaskoczyć. Nie było oficjalnej oprawy i wielkich przemówień, ale była krótka nieformalna uroczystość, a raczej symboliczna okazja do okazania szacunku grającej wciąż legendzie NBA. Co więc zrobili zawodnicy Lakers?
Choć wydarzenie miało charakter kameralny, jego znaczenie wykraczało poza standardowe „urodzinowe” realia sportowej szatni. W lidze, w której większość zawodników kończy kariery długo przed czterdziestką, LeBron James pozostaje centralną postacią zespołu zarówno na parkiecie, jak i poza nim.
Urodzinowy moment wpisywał się w dobrze znaną ligową tradycję: to najmłodsi zawodnicy, debiutanci, przejmują inicjatywę i w symboliczny sposób honorują weteranów. Deandre Ayton rozpoczął odliczanie: raz, dwa… raz, dwa, trzy!
Debiutanci Lakers odpowiedzieli wspólnym „Happy Birthday”. Sam jubilat zareagował w sposób, który najlepiej oddaje jego podejście do roli gwiazdy. Gdy koledzy z zespołu otoczyli go w geście gratulacji, LeBron ze śmiechem skomentował sytuację: zostawcie mnie, zostawcie mnie.
Świętowanie 41. urodzin w trakcie aktywnej kariery w NBA nie jest wyłącznie ciekawostką. To potwierdzenie wyjątkowego miejsca, jakie LeBron zajmuje w historii ligi. Nie jest figurą symboliczną ani mentorem funkcjonującym na marginesie rotacji. Nadal nadaje rytm zespołowi i współtworzy jego tożsamość.
Urodziny LeBrona Jamesa nie były jedynie chwilą przerwy w treningowym harmonogramie. Stały się kolejnym, cichym przypisem do kariery, która mimo upływu lat wciąż pozostaje otwartą historią.










