Zanim jeszcze pierwszy sezon Bronny’ego Jamesa w profesjonalnej odmianie koszykówki się rozpoczął, chyba nie było osoby, która by się nie zastanawiała, czy syn LeBrona Jamesa ma szansę zostać pełnoprawnym graczem NBA, czy też raczej będzie budował swoją karierę głównie na nazwisku sławnego ojca. Nawet jeśli sezon Los Angeles Lakers zakończył się rozczarowaniem po porażce już w pierwszej rundzie play-offów z Minnesota Timberwolves, zdaniem niektórych ekspertów są powody, by wierzyć, że 20-latek ma szansę rozwinąć się w solidnego zawodnika.
Zakończony niedawno sezon nie był dla debiutanta z Los Angeles Lakers usłany różami, a wręcz przeciwnie. Prawdopodobnie głównie z powodu wszechobecnego szumu medialnego, jaki generował, Bronny James na początku miał trudności, by załapać się do składu na dłużej. Balansował między NBA a G League, jednak pod koniec kampanii zdołał już pokazać przebłyski potencjału. Trudno przypuszczać, by młody obrońca miał kiedyś dorównać sławnemu ojcu, ale to wcale nie musi oznaczać, że wkrótce będzie zmuszony wyjechać do Chin czy któregoś z krajów Europy.
Jeden z działaczy pracujących w Konferencji Zachodniej rozmawiał niedawno z dziennikarzem Seanem Deveneyem, a jednym z tematów była kwestia postrzegania syna LeBrona Jamesa przez sztab szkoleniowy i ogółem władze organizacji. Według chcącego pozostać anonimowym przedstawiciela ligi, Jeziorowcy mają być zdecydowani, by 20-latek w przyszłym sezonie stał się już kluczowym elementem rotacji.
– Wiem, że ten chłopak zbiera sporo krytyki tylko ze względu na nazwisko ojca, ale widzieliśmy sporo nagrań z jego udziałem i faktem jest, że w kwietniu [Bronny] był już znacznie lepszym zawodnikiem niż w październiku, a na pewno niż w lipcu… Jeśli pokaże, że to nie był tylko przypadek, zacznie dostawać po 10-15 minut w meczu, bo zespół zacznie mu ufać. Myśle, że właśnie tak się stanie. W przyszłym sezonie będzie etatowym członkiem rotacji. Nie sądzę, żeby były jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że to właśnie jest ich plan – powiedział działacz, cytowany przez Deveneya.
Jedno trzeba przyznać na pewno – statystyki z debiutanckiego sezonu Jamesa juniora nie mogą robić wrażenia. W 27 meczach w najlepszej lidze świata notował średnio 2,3 punktu, 0,7 zbiórki i 0,8 asysty, trafiając 31,3% wszystkich rzutów z gry, w tym 28,1% z dystansu. Warto jednak zauważyć, że wpływ na to miał przede wszystkim historycznie słaby początek kampanii, co wynikało z ogromnej presji nałożonej na tego młodego gracza, który dopiero wchodził do gry na profesjonalnym poziomie.
Na zapleczu NBA Bronny potrafił już dominować rywali, zapisując na swoje konto 21,9 punktu, 5,1 zbiórki i 5,5 asysty na mecz, przy skuteczności z gry wynoszącej 44,3%. Wiadomo, że jedne i drugie rozgrywki dzieli spora różnica poziomów, ale im bliżej końca sezonu, tym z lepszej strony prezentował się również, grając z najlepszymi. Dowód? Mecz z Milwaukee Bucks z 20 marca, w którym miał 17 „oczek” i pięć ostatnich podań.
Trudno rozpatrywać Jamesa juniora w kategorii zawodnika, który zbawi Lakers, natomiast jego umiejętności są jak najbardziej realne i mogą się okazać przydatne w układance trenera JJ’a Redicka, gdzie widać spory deficyt solidnych zadaniowców. Sam szkoleniowiec zresztą jeszcze w kwietniu sugerował, że Bronny może otrzymać większą rolę w zespole.
– Zasłużył na mocną szóstkę. To, jak osobiście radzi sobie z ogromną uwagą – zarówno pozytywną, jak i negatywną – zasługuje na uznanie. Nigdy nie wychodzi z roli, codziennie jest tym samym człowiekiem. Nie pozwala sobie na choćby odrobinę wody sodowej ani by krytyka go złamała. Po prostu cały czas ciężko pracuje. Powiedziałem mu, że bardzo wysoko go cenię i wierzę, że na dłuższą metę będzie ważną częścią naszej rotacji – stwierdził Redick po meczu z Portland Trail Blazers, w którym Bronny po raz pierwszy w karierze wyszedł na parkiet w pierwszej piątce i spędził na nim w sumie 38 minut.
I nawet, jeśli to spotkanie było już tylko o przysłowiową pietruszkę, można być pewnym, że Redick widzi dużo więcek niż ogół społeczeństwa. Nie musi wychwalać swojego podopiecznego pod niebiosa, a jednak stara się go podbudować, co świadczy o tym, że doniesienia cytowane przez Deveneya mogą nie być wyssane z palca. A wtedy już tylko od samego zainteresowanego będzie zależało, czy wykorzysta nadchodzącą szansę.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!