Przed nami ostatnia seria tegorocznej fazy play-offs. Podobnie jak rok i dwa lata temu rywalami będą ekipy Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers. Ubiegłoroczny egzekutor Wojowników swoją ostatnią dyspozycją dał wyraźny znak całemu światu, że jest gotowy do walki.
Obecnie prawdziwym numerem jeden wśród tych, którzy pozostali jeszcze na placu boju jest LeBron James. Mimo, że skutków jego trybu play-offs można się było spodziewać to chyba mało kto przypuszczał, iż pochłonie on, aż tyle ofiar w tak krótkim czasie. Wraz z liderem Cavaliers formę podłapali też pozostali zawodnicy zespołu. Początki nie należały co prawda do najlepszych w ich wykonaniu, ale każdy następny mecz daje podstawy by postrzegać Cavs jako jedną z najniebezpieczniejszych drużyn ostatnich lat.
Podopieczni Tyronna Lue zaczęli od pojedynku przeciwko Indianie Pacers. Seria, w której obrona Cleveland najwyraźniej wzięła urlop, o czym nie zapomnieli wypomnieć im ich najwięksi krytycy. Pod lupę wzięto też zaangażowanie na zbiórce mające stać się jednym z asów w rękawie następnych rywali Cavs, Toronto Raptors. Zespół Dwane’a Caseya chciał pomścić zeszłoroczny 4-meczowy blamaż. Niestety, LeBron i spółka obnażyli dosłownie wszystkie słabe punkty Kanadyjczyków. Ostatnią nadzieją tych nieprzychylnych zeszłorocznym mistrzom mieli być Boston Celtics. Tutaj po dwóch meczach paliwo w baku skończyło się dotychczasowemu poruszycielowi całej machiny, LeBronowi Jamesowi dzięki czemu Celtowie zdołali urwać jedno spotkanie przerywając magiczną passę rywali. Pojawiły się spekulacje o możliwej odwilży ze strony Bostonu. Tym samym nadeszła pora by swoje oblicze pokazał drugi Kawalier, Kyrie Irving. Rozgrywający zdobył podczas meczu nr 4, aż 42 punkty przeciskając się przez wszystkie zasieki obronne jakie stawiali odpowiednio Marcus Smart, Avery Bradley czy Jae Crowder. Wrażenie robi przede wszystkim świetna skuteczność Kyrie’ego, którą ciężko jest utrzymać przeciwko tak dobrze zorganizowanej defensywie. Rozgrywający trafił prawie 70% rzutów z gry (15/22). Prawdziwym popisem było ostatnie 11 minut trzeciej kwarty, gdzie praktycznie zrównał przeciwnika z ziemią.
Dyspozycja drugiej głowy cerbera z Ohio przyczyniła się również do ogólnej poprawy gry gospodarzy oraz wielkiego regresu ze strony Celtów.
Cavaliers shot 59.5% for the game, the best mark by any team this postseason.
They shot 71% in the 2nd half pic.twitter.com/G7fHDWC2qy
— ESPN Stats & Info (@ESPNStatsInfo) 24 maja 2017
Irving od drugiego spotkania serii zaczął nareszcie przypominać samego siebie. Tego samego nieustępliwego zawodnika, który potrafił wrzucić Spurs 57 punktów czy trafić niezwykle trudną trójkę przez ręce Stephena Curry’ego na niecałą minutę przed końcem Game 7 zeszłorocznych finałów. Do momentu serii z Celtami skuteczność Irvinga wynosiła 39 % z gry i niecałe 28 % zza łuku. A jak wyglądało cudowne przebudzenie podczas finałów konferencji?
Jego dyspozycja podczas ostatnich czterech meczów serii zaowocowała kolejnym ważnym wyróżnieniem. Irving stał się bowiem pierwszym od 2009 roku zawodnikiem notującym średnio 20+ punktów na skuteczności 60% z gry w czterech kolejnych meczach play-offs. Ostatnim graczem, który tego dokonał był Dwight Howard. Ciekawostką jest to, że środkowy zrobił to właśnie podczas serii przeciwko Cavaliers.
Koronacją świetnych występów Irvinga był oczywiście upragniony awans do Finałów Ligi, już trzeci z rzędu. Bezpośrednim rywalem rozgrywającego będzie wspomniany Stephen Curry, które z pewnością postawił sobie za cel pomszczenie zeszłorocznej batalii zakończonej przez jego drużynę fiaskiem. Włodarze Warriors postanowili zapewnić 2-krotnemu MVP ligi odpowiednie wsparcie, stąd zasilenie szeregów zespołu przez głodnego sukcesu Kevina Duranta. Pamiętajmy, że letnie wzmocnienia pozwoliły Wojownikom dojść do finałów bez żadnej porażki. Ich moc rażenia wywiera na Irvingu ogromną presję, bowiem będzie on musiał zapewnić godne wsparcie LeBronowi Jamesowi podczas całej serii. LBJ już raz starał się sam przeciwstawić Wojownikom (NBA Finals 2015), lecz wszyscy chyba pamiętają jak skończył się tamten pojedynek. Rok później kiedy formę podłapał Kyrie Cavaliers potrafili najpierw wyjść z pamiętnego dołka 3-1 by ostatecznie zdobyć pierwszy tytuł w historii klubu.
Czy w tym roku Irving znów okaże się kluczem do sukcesu? I czy znów zada Warriors tak bolesny cios jak ten?