Mimo odpadnięcia z play-offów za Brooklyn Nets przełomowy sezon. Pożegnanie z Kevinem Durantem i Kyrie Irvingiem tchnęło w zespół nowe życie i zapoczątkowało częściową przebudowę. Przed zarządem z Nowego Yorku kilka trudnych decyzji do podjęcia, w tym ta o przyszłości rozchwytywanego Camerona Johnsona.
Przegrana do zera w pierwszej rundzie play-offów z Philadelphia 76ers pozostawiła niesmak u kibiców Nets. Zespół nie oczekiwał jednak zbyt wiele po tegorocznym postseason, który według wielu miał być zaledwie wstępem do pracowitego lata w klubowej centrali.
Ze względu na zapchany salary cap można domyślać się, że latem ekipa z Brooklynu nie będzie polować na nazwisko z najwyższej półki na rynku wolnych agentów. Prawdopodobnie w drużynie pozostanie niechciany Ben Simmons, który ma być gotowy zdrowotnie na obóz przygotowawczy. Jak przyznał Sean Marks, klub planuje latem jednak kilka zmian w składzie, w tym dodanie silnego fizycznie podkoszowego.
Dodajmy, że do 2029 roku Nets posiadają aż 11 pierwszorundowych picków oraz osiem wyborów w drugiej rundzie, mogąc pochwalić się przy tym najwyższym w lidze trade exception w wysokości 18,1 mln dolarów. Największy rynek w NBA, który posiada Nowy York, stawia ich w uprzywilejowanej pozycji, jednocześnie pozostawiając sporą elastyczność. Po przedłużeniu umów z Jacque Vaughnem i Marksem klub będzie musiał głęboko sięgnąć do portfela także w kwestii Cama Johnsona.
Johnson, po tym jak parę miesięcy temu odrzucił od Phoenix Suns ofertę 4-letniej umowy wartej 72 miliony dolarów, najbliższego lata stanie się zastrzeżonym wolnym agentem. Jak donosił jakiś czas temu New York Post, skrzydłowy będzie oczekiwać umowy w granicach 18 milionów dolarów za sezon, jednak jego wartość rynkowa przewyższa tę kwotę. Jak twierdzi Michael Scotto z HoopsHype kilka klubów będzie skora zaoferować skrzydłowemu 90 mln dolarów płatnych w cztery lata. Wszystko z powodu wchodzącego w sezonie 2024-25 nowego kontraktu telewizyjnego, który pozwoli lidze na kolejne podwyższenie granicy podatku od luksusu.