14 stycznia – tego dnia Lonzo Ball rozegrał swój ostatni mecz w sezonie na parkietach NBA. Z powodu zerwanej łąkotki rozgrywający musiał poddać się operacji i do tej pory nie powrócił do koszykarskich aktywności. Jak mówi sam zawodnik, nadal doskwiera mu ból, a jego sytuacja zdrowotna jest niezmienna od paru tygodni.
Z Ballem w składzie Chicago Bulls byli jedną z największych niespodzianek pierwszej połowy rozgrywek. Do momentu „straty” rozgrywającego Byki notowały bilans 27-13 i były w TOP 5 najbardziej wyrównanej od lat Konferencji Wschodniej. Po zerwaniu łąkotki w lewym kolanie Lonzo zmuszony był jednak poddać się artroskopowej operacji kolana, która z gry wyłączyć miała go pierwotnie na 6-8 tygodni. Efektem zabiegu była przedłużająca się pauza w grze, a w tym momencie również i przestój w rehabilitacji.
–Przez ostatnie dwa tygodnie wszystko zwolniło – przyznał Ball na jednej z konferencji w obiekcie treningowym Bulls. – Bardzo się starałem, żeby wrócić jak najszybciej. Ale jak już mówiłem, od dłuższego czasu nic się nie dzieje. Wciąż odczuwam ból. Na pewno muszę się z tym uporać tego lata – dodał.
Czy zatem niezbędna będzie kolejna operacja? – Mam nadzieję, że nie – powiedział zawodnik. – Nie chciałbym przeżywać po raz kolejny tego samego. Ale jeśli tak będzie trzeba, to nie mam wyboru.
Przez koszykarskiego pecha Ball został ograniczony do 35 spotkań w swoim debiutanckim sezonie w Chicago. Dla zawodnika jest to najniższy wynik w karierze, mimo że problemy z łąkotką miewał również za czasów gry w Los Angeles Lakers. Parę lat temu uraz przypadł jednak na off-season, przez co Ball miał dużo czasu na pełną rehabilitację, a do gry wrócił już od początku obozu treningowego.
W tym sezonie notował średnio 13,0 punktów, 5,4 zbiórki i 5,1 asysty, trafiając 42,3% rzutów zza łuku.