To było do przewidzenia, że wraz z przyjściem Mike’a Browna w sztabie szkoleniowym New York Knicks mogą zajść spore zmiany. Chwilę trzeba było poczekać, jednak świeżo upieczony następca zwolnionego Toma Thibodeau zaczął swoje rządy od wprowadzenia czystki. Problem w tym, że niektórzy z tych trenerów, których 55-latek widziałby w gronie swoich współpracowników są tym w ogóle zainteresowani.
Pisaliśmy już o tym, że pewnym zachowania posady – co najwyżej z zastosowaniem niewielkiej degradacji – może być Rick Brunson, jedna z najbardziej kontrowersyjnych osób w sztabie szkoleniowym New York Knicks, a prywatnie ojciec największej gwiazdy drużyny, Jalena Brunsona. Nie wiadomo było tylko co dalej, ale pierwsze z kolejnych decyzji zostały już podjęte.
Jak poinformował w piątek Stefan Bondy z „New York Daily News”, pracę w Wielkim Jabłku straciła czwórka asystentów zwolnionego byłego już szkoleniowca, Toma Thibodeau. Nowych posad będą musieli szukać Andy Greer, Dice Yoshimoto (główny trener zespołu na Ligę Letnią w latach 2021-24), Daniel Brady i Othella Harrington (były koszykarz między innymi Knicks, Houston Rockets i Vancouver Grizzlies). Jakby mało było zwolnień, Michael Scotto z HoopsHype doniósł, że w przyszłym sezonie do drużyny nie wróci również asystent koordynatora wideo, niejaki Nick Thibodeau, siostrzeniec dwukrotnego (2011, 2021) trenera roku w NBA.
Z kolei Mike Brown, chociaż został oficjalnie zatrudniony dopiero na początku miesiąca – inna sprawa, że nie był pierwszym wyborem na to stanowisko – zdaje się już poszukiwać następców. Ewidentnie dostał od władz Knicks pełną swobodę, jakiej potrzebuje, by odnieść sukces na nowej posadzie… a przynajmniej wszyscy na to liczą.
Numerem jeden na liście życzeń nowego szkoleniowca był Pablo Prigioni. Argentyńska legenda europejskiej koszykówki zna klub od podszewki, ponieważ reprezentował jego barwy w latach 2012-15. Dołączając do Knicks zasłynął zresztą jako najstarszy – i to wynik, którego do tej pory nikt nie pobił – pierwszoroczniak w historii NBA. W momencie debiutu w najlepszej lidze świata miał już ukończone… 35 lat.
Wprawdzie to i owo pokazał, ale na podbicie Stanów Zjednoczonych było już chyba za późno. Po epizodach w Rockets i Los Angeles Clippers Pablo wrócił do Hiszpanii, gdzie związał się z Baskonią, w której barwach zakończył karierę zawodniczą i rozpoczął trenerską. Niestety po tym, jak kiepsko rozpoczął sezon (bilans 0-3 w EuroLidze i 2-3 w Liga ACB) zdecydował się odejść ze stanowiska.
W kwietniu 2018 Prigioni dołączył do sztabu Brooklyn Nets jako asystent trenera. Trudno przypisywać mu całe zasługi, lecz za jego kadencji ekipa z Nowego Jorku wróciła do fazy play-off po raz pierwszy od 2015 roku. Wkrótce Argentyńczyk przeniósł się do Minnesota Timberwolves, gdzie w 2019 roku był głównym trenerem drużyny podczas Summer League, a potem odpowiadał głównie za jej ofensywę. W Minneapolis pracuje do dziś, obowiązki jednego z asystentów Chrisa Fincha dzieląc z posadą… selekcjonera reprezentacji Argentyny.
Tak czy inaczej, 48-latek postanowił odmówić skorzystania z oferty przedstawionej przez Knicks. Według informacji podanych przez Iana Begleya z SNY, jako oficjalny powód podał „sprawy rodzinne”, z powodu których zdecydował się pozostać na obecnym stanowisku. Wbrew pozorom, media milczą o jakimś potencjalnym konflikcie na linii były zawodnik – klub. A może po prostu Prigioni nie wierzy w projekt sygnowany nazwiskiem Browna, który równie dobrze może być uosobieniem powiedzenia „zamienił stryjek siekierkę na kijek”? Niezależnie od wszystkiego, skoro plan A się nie powiódł, trzeba szukać dalej.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!