New York Knicks grają w kratkę, przeplatając zwycięstwa wyraźnymi porażkami, a styl, w jakim przegrywają, budzi niepokój. W mediach coraz więcej mówi się o tym, że pozycja trenera Toma Thibodeau może być zagrożona.
Ostatni mecz New York Knicks rozpalił amerykańskie media i trudno się temu dziwić. W niedzielnym spotkaniu z Oklahoma City Thunder koszykarze Knicks rzucili w pierwszej kwarcie 48 punktów, ustanawiając klubowy rekord. Ostatecznie jednak przegrali w kompromitujących okolicznościach, pozwalając młodej drużynie Thunder na zdobycie 145 punktów i trafienie 17 trójek. Wcześniej natomiast wysoko przegrali z będącymi w kryzysie Brooklyn Nets. Nie świadczy to dobrze o Tomie Thibodeau, którego specjalnością jest przecież defensywa.
Dziennikarz SNY (SportsNet New York) Ian Begley stwierdził, że jeśli ten trend się utrzyma, to w Knicks mogą nastąpić poważne zmiany, a Thibodeau nie może być pewny utrzymania posady.
„Myślę, że Tom Thibodeau siedzi na gorącym krześle. To tylko moje przypuszczenia, ale jeśli będzie jeszcze kilka meczów takich jak ten, w których Knicks nie grają wystarczająco dobrze w obronie i będą przegrywać podczas serii meczów na Zachodzie, to spodziewam się znaczących zmian, niezależnie od tego, czy będzie to Tom Thibodeau, czy coś innego” – Powiedział Begley.
Oprócz gry obronnej problemem Knicks jest brak wyraźnego lidera, zawodnika, który weźmie odpowiedzialność za wygrywanie na swoje barki. Niestety dla Nowojorskich kibiców Julius Randle i Jalen Brunson nie są takimi koszykarzami. To gracze wysokiej klasy, ale nie gwiazdy zdolne seryjnie wygrywać mecze. Przed sezonem, dyrekcja klubu z Wielkiego Jabłka bardzo chciała pozyskać Donovana Mitchella, ale jak wiemy te starania spełzły na niczym. Mitchell trafił do Cleveland Cavaliers i w nowych brawach prezentuje wybitną formę.
W NBA trudno o dobre rezultaty bez zawodnika z topu w składzie, ale nie jest to niemożliwe. Spójrzmy na zespół Utah Jazz, który bez wspomnianego Mitchella i Rudy’ego Goberta radzi sobie bardzo dobrze, będąc na razie największą niespodzianką sezonu. Brak gwiazdy nie może być zatem wymówką.
Przed rozpoczęciem sezonu większość ekspertów przewidywała, że Knicks będą drużyną walczącą o awans do fazy Play-in. Na ten moment Nowojorczycy z bilansem 6-7 zajmują 10 miejsce na wschodzie. Stawka jest bardzo wyrównana, a każde potknięcie oznacza spadek na niższe miejsca. W dodatku zespół z Nowego Jorku rozpoczyna właśnie podróż na zachód, podczas której zagra m.in. z Jazz, Phoenix Suns czy Golden State Warriors. Możliwe, że ta seria siedmiu meczów na wyjeździe zdecyduje o losie trenera Knicks. Za nami dopiero kilkanaście meczów i wiele może się jeszcze wydarzyć, ale początki nie są obiecujące. Co włodarze Knicks mogą zrobić, by ten sezon był lepszy od poprzedniego?