Przed Anthonym Davisem konkretne wyzwanie. Poprzedni sezon był jednym z najgorszych w karierze zawodnika pod kątem tego, jak był w stanie wpłynąć na swoją drużynę. Miał problemy zdrowotne i nie potrafił złapać optymalnej formy. Przed nim ważne rozgrywki w kontekście odbudowy swojej formy.
Los Angeles Lakers są po bardzo rozczarowującym sezonie 2021/22. Dla wszystkich związanych z drużyną były to rozgrywki, które zostawiły mocny ślad. Dla Anthony’ego Davisa kolejny rok będzie szansą na to, by się odkuć; by znów być tym samym graczem, jakim był wtedy, gdy Lakers zdobywali mistrzostwo NBA. Kibice są niepocieszeni, wręcz domagają się od AD poświęcenia i gotowości do intensywnej pracy. Do chóru dołączył także Kevin Garnett, który ma do Davisa bardzo prosty przekaz.
– On trafił do Lakers, by być graczem kalibru MVP – podkreślił Garnett w najnowszym odcinku swojego podcastu „KG: Certified”. – Miał przejąć pałeczkę od Brona i ponieść zespół dalej. Wróć na salę treningową i się ogarnij! Powinien grać znacznie lepiej. Ma potencjał na MVP, jest tak dobrym koszykarzem – dodał Garnett, który najwyraźniej chce pobudzić młodszego kolegę do działania. Na Davisa spadła fala krytyki, gdy kilka tygodni temu przyznał, że od zakończenia sezonu nie rzucał piłką do kosza. W odpowiedzi, kilka dni później, w sieci pojawiło się zdjęcie po jednej z intensywnych sesji.
Pojawiły się nawet głosy, że Lakers powinni Davisem handlować, m.in. w rozmowach z Brooklyn Nets na temat Kyriego Irvinga lub Kevina Duranta. AD na rynek wolnych agentów trafi najprawdopodobniej latem 2024 roku, jeśli nie wykorzysta opcji zawodnika na sezon 2024/25. Za kolejne rozgrywki Davis zarobi 38 milionów dolarów. Wydaje się, że kluczem dla jego formy będzie przede wszystkim zdrowie. Jeśli nie przyczłapią się kolejne kontuzje, może nawiązać do dyspozycji sprzed paru lat.
Davis mierzy się w lidze z konkretną konkurencją. Nikola Jokić, Giannis Antetokounmpo czy Joel Embiid swoimi występami mocno Davisa przykryli. Sprawiają, że wielu ludzi przestało traktować AD jako jednego z czołowych skrzydłowych w NBA. Za szybko jednak, by wydać wyrok. Ma 29 lat, więc teoretycznie jest w najlepszym momencie swojej kariery, tzw. prime-timie. Jeśli kolejny sezon będzie wyglądał podobnie, jak poprzednie – Lakers mogą poważnie się zastanowić nad sensem korzystania z jego usług.