Gracze tacy jak LeBron James czy Giannis Antetokounmpo są oczywistością jako uczestniczy Meczu Gwiazd, ze względu na swoje osiągnięcia sportowe. Niewątpliwie w tym gronie, od razu po debiucie, znalazł się również Joel Embiid, ale on odstawia peleton aspektem, który dodatkowo determinuje jego udział w tej imprezie – osobowością.
Personalnie już dawno ująłem mentalny bicz i smagałem się nim ostro po plecach – nie wierzyłem w Joela Embiida Proces. Saga z jego debiutem, przesuwanym z sezonu na sezon, sławna już mina podczas ogłoszenia jego wyboru, skłaniały mnie do myśli, w których Embiid to kolejny bust Draftu. Z czasem zaczęły się pojawiać filmiki z jego treningów, z coraz większym obciążeniem ruchowym. Robiły wrażenie, ale wielu mówiło, że na sali każdy może wyglądać dobrze. Nadszedł 2016 rok i zdałem sobie sprawę z popełnienia jednego z większych błędów poznawczych. Joel to bestia. To tak wszechstronny, wysoki gracz, notujący tak oszałamiające występy w wieku 22 lat, że ciężko z czymkolwiek tu dyskutować.
Weekend Gwiazd to impreza nobilitująca. Wybór do składów Wschodu i Zachodu to uhonorowanie zawodnika, docenienie jego występów i osiągnięć. Zapomina się jednak czasami o tym, że impreza All-Star to na równi z prestiżem także zabawa, ogrom zabawy. To popisy, luźna atmosfera, show. Z tego też względu zawsze mam problem z graczami pokroju Kevina Love’a – sportowo na pewno ma wszelkie prawo tam być, szczególnie w tym roku. Umówmy się jednak, Love to nie jest typ showmana. Zarówno w stylu gry, jak i w charakterze. To raczej konkretny facet wykonujący konkretną robotę. Pasuje do konkursu rzutów za 3 punkty, trochę mniej do samego Meczu Gwiazd. Ale to takie moje rozterki.
Na drugim biegunie mamy właśnie Kameruńczyka. Embiid to urodzony rozrywkowicz. Jakże mylący był ten kadr z Draftu! Być może przez te 2 lata Joel coś sobie porozmyślał, być może byliśmy świadkami masowego oceniania po pozorach. Pewne jest jedno – 22-letni Afrykanin żyje pełnią życia, spełnia American Dream. To postać, jakiej brakowało od czasów Shaquille’a O’Neala. Kogoś, kto niewymuszonym luzem i sympatią zjedna sobie wszystkich po kolei. Kto spontanicznie zapewni rozrywkę.
(•_•)
<) )╯#NBAVote
/ \\(•_•)
( (> Joel
/ \(•_•)
<) )> Embiid
/ \ pic.twitter.com/O632dXQtxi— Philadelphia 76ers (@Sixers) 12 stycznia 2017
Embiid chętnie bryluje w social mediach. Ale i tu wszystko odbywa się z humorem, z pewną dozą nieokrzesania, lecz nie takiego prymitywnego, a raczej budzącego sympatię. Jak zaczepka swojego własnego GMa.
I wonder who @samhinkie is gonna vote for All Star.. Gotta do it for the culture
Joel Embiid #NBAVote
— Joel Embiid (@JoelEmbiid) 10 stycznia 2017
Albo ripostowanie niewątpliwie zdobywającej sławę aktorce filmów dla dorosłych.
Joel Embiid is not here for Mia Khalifa’s shenanigans pic.twitter.com/BPjlSAjP0F
— Barstool Sports (@barstoolsports) 9 stycznia 2017
W końcu nie zapominajmy, że Joel w całym tym głosowaniu walczy jednocześnie także o Rihannę.
There is my chance to finally be with my CRUSH so i need your help y’all ha….. Joel Embiid #NBAVote https://t.co/lzxoKq2n10
— Joel Embiid (@JoelEmbiid) 29 grudnia 2016
Koszykarsko jest to zatem na pewno fenomen. Swoimi umiejętnościami, grą z piłką, dryblingiem, zaryzykuję stwierdzenie, że definiuje nową rolę zawodnika. Zresztą sam mówił o tym, że do momentu zakończenia kariery chciałby stać się point guardem. 213-centymetrowy center. I ma ku temu naprawdę niezłe predyspozycje.
Embiid to jednak także sympatyczny ancymon, który czerpie ze swojej amerykańskiej przygody wszystko, co najlepsze. No i nie zapominajmy, że on to wszystko przyjmuje z takim luzem, grając w Philadelphii 76ers. Co prawda nie tej ubiegłorocznej, a nawet sprawiającej coraz to lepsze wrażenie, ale jednak nadal w 76ers. Jednak sam bohater nawet nie ma złych myśli o swoim zespole, wręcz przeciwnie – w końcu nie tak dawno buńczucznie zapowiadał, że Philly będzie walczyć o play-offy. Kogoś takiego naprawdę tam brakowało, bo w Pensylwanii zaczynało się robić chorobliwie smutno.
Oby czekała go długa, pełna sukcesów kariera i oby podczas Weekendu Gwiazd nie zawiódł nas, fanów i pokazał, dlaczego żywimy do tego debiutanta taką sympatię. A że w Nowym Orleanie się znajdzie, nie mam najmniejszych wątpliwości.