W dzisiejszym świecie ludzie stają się ekspertami od dosłownie wszystkiego. Wydawać by się mogło, że nasz naród jest w tej dziedzinie liderem. Są jednak momenty, kiedy wszechobecny „hejt” zadomawia się w danej dziedzinie nie na krótką chwilę, lecz na stałe. Takim przykładem jest między innymi sport.
Świat dzisiejszej NBA jest zgoła inny, niż ten w latach 90′, na przełomie wieków, dziesięć lat temu, a nawet sprzed roku i nie chodzi tutaj o panującą pandemię. Dzisiejszy świat opiera się na przekazie informacji, którego rozwój obecnie wydaje się nie do zatrzymania. Uczestnicząc aktywnie w mediach społecznościowych, nie tylko publikujemy różnego rodzaju rzeczy (najczęściej dotyczące nas samych), ale tym samym wystawiamy się na krytykę. Czasem, oprócz różnych nieprzyjemności, możemy doświadczyć także przysłowiowego hejtu. Mimo wszystko większość z nas nigdy nie doświadczy tego w życiu codziennym.
Tłumacząc słowo „hejt”, rozumiemy to jako „mowę nienawiści”. Jest to nic innego jak używanie języka w celu rozpowszechniania lub rozbudzania jakiejś dyskusji, która może prowadzić do usprawiedliwiania nienawiści i dyskryminacji. Przemoc słowna dotyczy konkretnych osób, grup (np. drużyn), przedstawicieli mniejszości lub innego podmiotu będącego celem konkretnej wypowiedzi.
Najlepsza liga koszykarska narażona jest na to ze względu na swoją wielkość. Bezpodstawny hejt najczęściej kierowany jest do osób, które są w danej dziedzinie najlepsze. W końcu podważanie czyjejś wielkości jest łatwiejsze niż działanie odwrotne. Na podstawie lokalizacji tagów Twittera (tzw. Geotagged) w sezonie 2018-2019 powstała mapa najbardziej hejtowanych zawodników ligi NBA. Jak się domyślacie, próżno tam szukać „byle kogo”. Przodują w niej wielokrotny mistrz ligi i jej MVP, ówczesny mistrz i MVP, ówczesny już dwukrotny król strzelców NBA, wciąż młody zawodnik zbliżający się do swojego PRIME oraz osoba, której wypowiedzi nie współgrają z ogromnymi umiejętnościami koszykarskimi (w tym wypadku częsta krytyka jest nieunikniona).
LeBron James naraża się na krytykę głównie swoją pewnością siebie i osiągnięciami, które zdecydowanie potwierdzają jego postawę, ale także jego wpływem na ligę, podważaniem decyzji sędziów, czy aktywny udział w tematach politycznych. Ostatnie wybory prezydenckie mogły nam to zobrazować. Nie powinno mieszać się sportu i polityki, ale pomijając te aspekty i biorąc pod uwagę tylko sportowe – nie potrafimy doceniać osiągnięć, a skupiamy się na krytyce i wyszukiwaniu słabości. W większości stanów oczywiście wygrywał pod względem nienawiści wielokrotny mistrz ligi.
Anthony Davis wówczas był jeszcze zawodnikiem New Orleans Pelicans, ale już było wiadomo o planach zawodnika, które nie pokrywały się z obecną drużyną. Automatycznie wywindowało go w Luizjanie na TOP1 najbardziej hejtowanych zawodników NBA. Dodatkowo Davis widnieje na szczycie rankingu w Arkansas. Po przeszukaniu informacji okazało się, że Davis grając jeszcze w NCAA w barwach Kentucky, za każdym razem gdy przyjeżdżał z drużyną do Luisany, zdobywał teren będąc najlepszym zawodnikiem.
Obaj zawodnicy połączyli swoje siły w zeszłym sezonie, będąc topem hejtu w lidze. Efekt? Druga drużyna sezonu regularnego, mistrz ligi, a James jak to ma w zwyczaju – przy okazji zdobycia tytułu – MVP finałów.
Kevin Durant podobnie jak jego kolega z Lakers, również wtedy miał już na swoim koncie kilka tytułów oraz nagrody MVP. Druga najbardziej hejtowana osoba w mediach w tamtym sezonie kroczyła pewnie po kolejne mistrzostwo z drużyną i prawdopodobny tytuł indywidualny (gdyby GSW zwyciężyło w finale). Plany pokrzyżowały kontuzje zawodników (w tym samego KD) i ku uciesze przeciwników, drużyna GSW była świadkiem pierwszego mistrzostwa organizacji z Toronto.
Kyrie Irving z kolei zawsze słynął ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi, których przybliżać nie ma sensu. Warto sobie wyszukać tematy połączone z tym zawodnikiem, choćby na temat „płaskoziemców”. Pomijając poglądy i burzliwe posty w mediach społecznościowych, Kyrie to świetny zawodnik. All-Star i podstawowy rozgrywający, który uwielbia grać z piłką w dłoniach. Jednak udowodnił nam – będąc w Bostonie – że potrzebuje mieć w drużynie kogoś, kto przejmie pałeczkę lidera i wspólnie poprowadzi drużynę w najważniejszych momentach.
W ten sposób Irving połączył swoje siły z Durantem na Brooklynie i choć w zeszłym sezonie nie było im dane zagrać, ze względu na leczony uraz byłego zawodnika GSW, to spora część fanów ligi czeka na poczynania tej dwójki w nadchodzącym sezonie.
James Harden to ostatnia osoba, którą trzeba wspomnieć w tym artykule. Bardzo kontrowersyjna osobowość o ogromnych umiejętnościach, która skupia się mocno na indywidualnych osiągnięciach. Wtedy już dwukrotny najlepszy strzelec ligi i MVP sezonu regularnego, który w następnym sezonie po raz trzeci z rzędu zdobędzie najwięcej punktów w lidze. Ludzie go hejtują, bo… jest dobry. Jest świetny i to nie podlega dyskusji. Ofensywnie to TOP ligi, dlatego ludzie zarzucają mu braki defensywne. Choć jak sytuacja tego wymaga, to i obrona mu nie straszna, co pokazał w Game7 pierwszej rundy PO przeciwko OKC.
Autor: Przemysław Cichocki