Zwolnienie przez Sacramento Kings Mike’a Browna było tyleż nagłe co niespodziewane. Decyzja organizacji z Kalifornii nie broni się właściwie pod żadnym możliwym względem, czego dowód dali choćby krytykujący ją koledzy po fachu 54-letniego szkoleniowca. Do tej pory chyba wszyscy myśleli, że powodem pożegnania się z dwukrotnym trenerem roku w NBA były słabe wyniki zespołu. Nowe światło na sprawę rzucił jednak Lou Williams, były zawodnik najlepszej ligi świata.
Mike Brown to trener, pod którego wodzą Sacramento Kings przerwali trwającą 16 lat posuchę i wreszcie zdołali awansować do fazy play-off. Chociaż wielu spodziewało się, że będzie to początek nowego, pełnego sukcesów etapu w historii organizacji, nawet były szkoleniowiec Cleveland Cavaliers i Los Angeles Lakers nie zdołał trwale poprawić wyników drużyny. W poprzednim sezonie jego podopieczni znów zakończyli sezon na fazie zasadniczej. We wciąż trwającej kampanii zmierzali w tym samym kierunku.
Mając to na uwadze, władze Kings zadecydowały, że z tej mąki chleba już nie będzie i trzeba coś zmienić. Jak to trafnie ujął Michael Malone, gdy jakiejś drużynie nie idzie, winę ponosi trener, więc zamiast zdecydować się na przebudowę składu, tuż przed meczem z Lakers ogłoszono rozstanie ze szkoleniowcem, który o całej sytuacji dowiedział się… telefonicznie, w drodze na lot do Miasta Aniołów. Jak pisaliśmy już w tym miejscu, klasy nie można kupić.
Tymczasem szokujące informacje przekazał były koszykarz NBA, Lou Williams. Będący gościem programu „Run It Back” trzykrotny najlepszy rezerwowy ligi ujawnił, że posiada informacje z zewnątrz na temat spięć, do jakich dochodziło między Brownem a gwiazdami Kings, DeMarem DeRozanem i De’Aaronem Foxem. Jego zdaniem to właśnie rzeczone niesnaski miały zaważyć na przyszłości szkoleniowca.
– Słyszałem, że chodziło o pewien sprzeciw wobec tego, jak De’Aaron Fox był ciągle krytykowany, czy to publicznie, czy za kulisami, co niekoniecznie podobało się pozostałym graczom. Poza tym miała mieć miejsce sytuacja, w której trener miał sugerować, by DeMar DeRozan zaczynał mecze na ławce rezerwowych, co okazało się błędem w już i tak wymagającym sezonie. Tego typu propozycje postawiły zarząd w sytuacji, gdy musiał wybierać pomiędzy zadowoleniem swojego zawodnika, który w najlepszej dyspozycji ma status All-Stara, a zwolnieniem byłego trenera roku NBA, z którym nie tak dawno temu podpisano nowy, trzyletni kontrakt. Ostatecznie zdecydowali się wziąć stronę zawodników, a Mike Brown stał się ofiarą – stwierdził popularny „Sweet Lou”.
38-latek w pewien sposób wytłumaczył, dlaczego doszło do zwolnienia szkoleniowca. Nawet on jednak nie jest w pełni przekonany co do sposobu, w jaki władze ekipy z Sacramento zdecydowały się rozwiązać całą sytuację.
– Czy mogli postąpić inaczej w kwestii sposobu, w jaki został zwolniony? Nie mnie to oceniać. Z tego, co rozumiem, wszystko rozegrało się w szybki i zaskakujący sposób. Jakby nie patrzeć, mówimy o drużynie, co do której wszyscy mieliśmy i wciąż mamy wysokie oczekiwania, jednak nie są one spełniane. Takie rzeczy się zdarzają. To nie jest ujma na jego trenerskim honorze. Gdy coś nie działa, czasem wymienia się graczy, ale trenerzy też nie są na to odporni. W tym przypadku akurat doszło do klasycznego przypadku, gdy szkoleniowiec stracił kontrolę nad szatnią i nie mógł już liczyć na porozumienie z zawodnikami, po których stronie na koniec dnia opowiedziało się kierownictwo – podsumował Williams.
Wydaje się, że głównym punktem zapalnym mogła tu być osoba sprowadzonego latem DeRozana, który jako spodziewane kluczowe wzmocnienie z marszu wszedł do pierwszej piątki. Doświadczony zawodnik w tym sezonie notuje średnio 20,9 punktu, 3,9 zbiórki i 4 asysty na mecz, jednak zdaniem niektórych ekspertów jego transfer – zamiast poprawić grę drużyny – tylko ją rozstroił. Nawet z nim w składzie drużyna nie uniknęła licznych problemów z brakiem chemii w zespole oraz niepewną i chaotyczną grą na czele.
Być może właśnie dlatego Brown pomyślał, że przesunięcie weterana na ławkę rezerwowych może coś zmienić na lepsze. Nawet jeśli jednak jego intencje miały na celu poprawę gry zespołu, nie spodobały się pozostałym zawodnikom, przez co szatnia miała stracić wiarę w warsztat swojego trenera, co poskutkowało drastyczną reakcją ze strony władz. Pytanie tylko, czy była to dobra decyzja, a Kings pod wodzą Douga Christiego – lub jego następcy – zdołają znaleźć harmonię i wrócić do wymarzonych play-offów, niekoniecznie już w tym sezonie. W innym przypadku będziemy mieli idealny dowód na potwierdzenie tezy, że to nie w osobie trenera był problem.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!