Dla New Orleans Pelicans sezon już dawno się zakończył, ale kontrowersyjne echa rozgrywek nie będą milknąć jeszcze przez długi czas. Zgodnie z doniesieniami ze stanu Luizjana członkowie organizacji, w tym zawodnicy, byli sfrustrowani wydłuższającą się przerwą Brandona Ingrama, który na przełomie listopada, grudnia i stycznia borykał się z kontuzjami.
Swój ostatni mecz przed dłuższą przerwą spowodowaną kontuzjami Brandon Ingram rozegrał 25 listopada przeciwko Memphis Grizzlies. Skrzydłowy opuścił wówczas parkiet po niespełna 18 minutach gry z uwagi na uraz palca u stopy. Kilka dni później jego New Orleans Pelicans wskoczyli na pierwsze miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej, ale z uwagi na nieobecność 25-latka, a także Ziona Williamsona, pod koniec stycznia zajmowali już 9. pozycję.
Po niefortunnym wydarzeniu z meczu z Niedźwiedziami wstępne doniesienia informowały, że kontuzja Ingrama jest niegroźna, a jego status określono jako day-by-day, który sugerowałby, że po kilku dniach wróci do aktywnej rotacji NOP. Podobną przerwę zaliczył od 25 października do 2 listopada, kiedy to doznał lekkiego wstrząsu mózgu w starciu z Utah Jazz.
Ostatecznie musiały minąć dokładnie dwa miesiące, zanim Ingram ponownie założył trykot Pelicans i pojawił się na parkiecie. Ich bilans wynosił wówczas 26-26 i choć wciąż byli blisko miejsca dającego bezpośredni awans do play-offów, to ostatecznie po porażce w już pierwszym meczu turnieju play-in z Oklahoma City Thunder musieli obejść się smakiem.
W całym sezonie 2022/23 Ingram opuścił łącznie aż 37 meczów, a kiedy występował już na parkiecie, to notował średnio 24,7 punktu (rekord kariery), 5,5 zbiórki oraz 5,8 asysty na mecz. Na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów liczba opuszczonych spotkań przez 25-latka wzrasta z kolei do 62 (ze 164).
Okazuje się, że nie wszyscy byli wyrozumiali w stosunku do gwiazdy Pelicans, która za przyszły sezon zainkasuje aż 33,8 miliona dolarów. Christian Clark z NOLA.com donosi bowiem, że seria 29 opuszczonych z rzędu meczów sprawiła, że część osób związanych z organizacją zaczęło kiwać głowami.
– Ingram sprawiał czasami wrażenie niechętnego do gry w obliczu małego dyskomfortu. Na przełomie dwóch ostatnich lat osiągnęło to pułap, w którym jego koledzy z zespołu stali się sfrustowani – czytamy w artykule Clarka.
Internauci nie potrzebowali dużo czasu, by przytoczyć inny artykuł Clarka ze stycznia, w którym donosił on, że niektórzy członkowie sztabu szkoleniowego Pelicans oraz kilku zawodników ma dość faktu, że względnie niegroźne kontuzje sprawiają, że Ingram nie pojawia się w grze.
– To było trudne. Bywały pewne dni, w których czułem, że muszę walczyć, by być tam mentalnie dla moich partnerów z zespołu i dla siebie. Musiałem walczyć, by utrzymywać uśmiech na mojej twarzy, żeby nie widzieli mnie przybitego. Jestem osobą, która wierzy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Chciałem więc po prostu dojść głębiej wewnątrz siebie, bardzo głęboko i wyrwać się z tego ciemnego miejsca. Nauczyłem się wiele o sobie podczas tego okresu – komentował swoją dwumiesięczną przerwę Ingram.
Czy Ingram stawiał w pełni na własne dobro i nie chciał ryzykować odnowienia lub pogorszenia któregokolwiek z urazów, czy jednak skargi członków organizacji Pelicans są uzasadnione? Warto w tej sytuacji dodać również, że źródła Clarka sugerują, iż kontynuacja pracy przez Aarona Nelsona, który był odpowiedzialny za zespół zajmujący się opieką nad zawodnikami, wydaje się mało prawdopodobna. Włodarze NOP mają całkowicie przebudować ten dział. Pod nieobecność Ingrama w 37 spotkaniach tego sezonu New Orleans Pelicans odnotowali bilans 19-18.