Rozmowa z trenerem MKS-u Dąbrowa Górnicza – Drażenem Anzuloviciem. Miłej lektury!
Trenerze, w latach 80. i 90. grałeś profesjonalnie w koszykówkę na pozycji rzucającego obrońcy. Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z tego okresu?
W 1986 razem z Ciboną Zagrzeb wygraliśmy Euroligę (wówczas europejskie mistrzostwa FIBA) w Budapeszcie. (Cibona pokonała Żalgiris Kowno 94:82). Na mecz przyjechało osiem tysięcy naszych kibiców. Kolejnego dnia wracaliśmy do Zagrzebia. Czekali na nas wszyscy – całe szkoły, całe wioski, przyjechały wycieczki. Na ulicach stało około 30 tysięcy osób. To było coś niesamowitego, zdecydowanie najlepszy moment w mojej karierze.
Koniec kariery to rok 1997…
Tak, nie chciałem tak szybko rezygnować, ale musiałem przedwcześnie skończyć karierę, bo kontuzjowałem kolano. Pozrywałem więzadła i nie miałem możliwości powrotu do profesjonalnej koszykówki. To był dla mnie koniec. Przeszedłem długą rehabilitację, ale nie odzyskałem w kolanie siły. Nie chciałem wracać na parkiet wiedząc, że nie będę w stanie grać na poziomie, na jakim bym chciał.
Potem była decyzja o tym, aby zostać trenerem?
Tak, bardzo szybko ją podjąłem, bo przez całe życie byłem związany z koszykówką. Mój ojciec był trenerem w Cibonie, wszystko dla mnie kręciło się wokół gry. Już gdy miałem 24/25 lat wiedziałem, że zostanę trenerem. Ukończyłem kursy w chorwackim Instytucie Sportu.
Kto miał wówczas na pana największy wpływ, kto był mentorem i nauczycielem?
Moim mentorem, moim nauczycielem i moim przyjacielem był i nadal jest Slavko Trninić. Nazywaliśmy go doktorem koszykówki. Wyprodukował wielu znakomitych zawodników w Chorwacji – Toniego Kukoca, Dino Radję, Arijana Komazeca. Myślę, że to człowiek, który ma największą wiedzę na temat koszykówki nie tylko w moim kraju, ale w całej Europie. Byłem na wielu koszykarskich klinikach, ale nikt nie potrafił wyjaśniać i uczyć tak jak on. Nikt też nie mówił o czterech najważniejszy aspektach w koszykówce – o technice, taktyce, przygotowaniu fizycznym i psychologii. Nie mam wątpliwości, że jest najlepszy w Europie.
Wierzymy na słowo. Jednak gra w ostatnich latach mocno się zmienia. Wielu niskich graczy przenosi się na pozycje przeznaczone dla wysokich. Zespoły grają coraz szybciej. Ten trend jest szczególnie widoczny w USA. Czy to samo dzieje się z europejską koszykówką? Czy widać jak zachodzą te zmiany?
Zmiany na pewno zachodzą, bo nie możesz porównywać koszykówki sprzed 10 lat do tej, którą mamy teraz, zwłaszcza w aspektach przygotowania fizycznego i szybkości gry. Ale według mnie nie możemy porównywać koszykówki z NBA do koszykówki z Europy. Traktuję to jako dwa zupełnie inne sporty. Dla mnie kluczową sprawą są fundamentalne zasady, czyli te cztery rzeczy, o których wcześniej wspomniałem. Kiedy już to wszystko masz, możesz przenieść to na szybkość gry. To w niej zawiera się technika oraz sprawna reakcja na zmianę taktyki. Teraz mamy nieporównywalnie inną koszykówkę do tej sprzed 10, 20 lat.
Więc te cztery czynniki są także kluczowe dla rozwoju młodego zawodnika?
Tak, fundamenty gry. To wpływa na to jak kozłujesz, jak rzucasz, jak podajesz i jak reagujesz na parkiecie. Pracowałem z klubami, które grały w Eurolidze i wiele razy widziałem wysokich mających duże problemy z podstawami. Bez nich nie jesteś w stanie zrobić kolejnego kroku.
Kto według trenera miał to wszystko i kogo możemy nazwać najlepszym europejskim graczem w historii koszykówki? Może pańskiego imiennika – Drażena Petrovića?
Może, ale to naprawdę trudne pytanie. Będę jednak mówił o tym, co pamiętam. Nie chcę mówić np. o Sergieju Biełowie, który według wielu jest najlepszym europejskim graczem w historii. Skupię się jednak na moich czasach. Najpierw był Krešimir Ćosić, który swoim talentem wyprzedzał wszystkich o 10 lat i rządził w Europie. Mimo tego, że mierzył ponad 210 centymetrów to był na parkiecie rozgrywającym. Potem były lata 90-te i Drażen [Petrović] otworzył drzwi do NBA. Nie możemy jednak zapominać o Tonim Kukoću, Dino Radji, Vlade Divacu, Arvydasie Sabonisie czy w ostatnim czasie Dirku Nowitzkim. Gdy byłem asystentem trenera drużyny narodowej, graliśmy przeciwko jego reprezentacji mecz. Widziałem jak się przygotowuje. To 110% profesjonalizmu. Wychodził na dwie godziny przed meczem i cały czas pracował nad fundamentami. Byłem szczęśliwy, że mogę oglądać takiego zawodnika. Potem był Pau Gasol oraz Tony Parker, który jest liderem San Antonio Spurs od dobrych dziesięciu lat. Trudno jednak ich wszystkich porównywać, bo każde pokolenie różni się szybkością, energią i wieloma, wieloma innymi czynnikami.
Co w takim razie trener myśli o Marcinie Gortacie?
Kilka lat temu śledziłem polską koszykówkę, bo miałem propozycję poprowadzenia reprezentacji. Marcin już wtedy był dużym nazwiskiem w NBA. U was jest nie tylko wielkim koszykarzem, ale wielkim sportowcem. Nie muszę wiele o nim mówić, bo o wszystkim świadczą jego sukcesy. Nie znam go osobiście, ale słyszałem o nim wiele dobrych rzeczy.
Skoro miał trener do czynienia z reprezentacjami to myślę, że będzie to zasadne pytanie – który kraj w Europie ma teraz najlepszą kadrę?
Hiszpanie są mistrzami, więc to oni mają teraz najlepszą drużynę. Myślę jednak, że Francja jest równie mocna. Na ostatnim EuroBaskecie brakowało im kilku graczy. Oba zespoły mają teraz zawodników na światowym poziomie.
A co z Chorwacją i młodym sortem jak Dario Sarić i Mario Hezonja?
Mamy mnóstwo utalentowanych dzieciaków, ale problemy zaczynają się, gdy kończą karierę w juniorach. Często brakuje im wspomnianych fundamentów. Ten okres przejściowy pomiędzy grą z rówieśnikami i przejściem do seniorów kosztował nas już wielu zawodników. Dominik Mavra był na poziomie Sarića i Hezonji, ale nie zrobił tego kolejnego kroku.
Pierwotnie wywiad ukazał się na oficjalnej stronie MKS-u Dąbrowa Górnicza.
fot. Adrianna Antas, MKS Dąbrowa Górnicza
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET