Daryl Morey mówił parę dni temu, że chce stworzyć w Houston najlepszą ofensywną drużynę, jaka kiedykolwiek grała w NBA. Jest oczywiście na dobrej drodze, choć z pojęciem „najlepsza” wielu zapewne będzie gotowych się kłócić. Problem dla Rockets polega jednak na tym, że nie mogą całkowicie zapomnieć o obronie.
Już pierwsze komentarze dotyczące pomysłu połączenia Jamesa Hardena z Russellem Westbrookiem sugerowały, że Mike D’Antoni będzie zmuszony przeforsować pomysł o grze dwoma piłkami, ponieważ jedna dwójce liderów nie wystarczy. Początek sezonu pokazuje, że duet cały czas szuka odpowiednich rozwiązań i czasami funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna, a czasami tak mocno zgrzyta, że kibice zakrywają uszy. Przed Houston Rockets długa droga, jeśli to ci gracze mają zdobyć dla zespołu mistrzostwo.
W poprzednim sezonie Rockets mogli liczyć na pomoc Jeffa Bzdelika – znakomitego specjalisty od defensywy, któremu D’Antoni ufał bezgranicznie. Bzdelik wrócił z krótkiej emerytury i pomógł na nowo poukładać drużynie wszystkie mechanizmy. Rok później mamy do czynienia z deja vu. Ekipa z Houston na ten moment dysponuje jedną z najgorszych defensyw w lidze i jeśli szybko tego nie poprawią, znajdą się na krawędzi. W drugiej kwarcie meczu z Miami Heat przegrywali 18:59.
To był trzeci mecz z rzędu, w którym Rockets stracili minimum 120 punktów. Tym razem jednak Bzdelik nie wjedzie do Houston na białym koniu. Przebywa w Nowym Orleanie, gdzie razem z Alvinem Gentrym układa plan dla Pelicans. D’Antoni z wyzwaniem musi sobie poradzić sam i znając jego podejście – defensywę spróbuje przysłonić jeszcze lepszą skutecznością w ataku. Jednak bezsens tego podejścia pokazał mecz z Heat, w którym 29 punktów zdobytych przez Hardena nie miało absolutnie żadnego znaczenia.
Rockets przegrywają z rywalem w niemal wszystkich kategoriach, w których wyraża się gotowość do walki – zbiórkach, przechwytach, punktach z kontrataku, stratach. Drużynie prędzej czy później zacznie udzielać się frustracja, choć jak dotąd każdy z zawodników podkreśla swoją świadomość wobec procesu, jaki ekipę czeka. To jednak wyłącznie kurtuazja, w szatni zapewne zaczyna wrzeć. Niewiele w konceptach Rockets działa, jakby cały czas powtarzali te same błędy.
– Nie graliśmy tak twardo jak powinniśmy. Brakuje mi tygrysów na parkiecie, zwłaszcza w obronie – mówi D’Antoni. Połączenie Hardena z Westbrookiem wymaga od drużyny wielu kompromisów po obu stronach parkietu. Rockets mogą zatonąć, gdy będą za długo szukać dla tej drużyny złotego środka. Szczęśliwie dla nich, problemy z synchronizacją i podejściem do gry w defensywie wypłynęły już na samym początku, więc mają bardzo dużo czasu na to, by się z nimi uporać.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET