Sytuacja, gdy nawet obdarzony niezaprzeczalnie olbrzymim talentem kandydat do NBA swoją przygodę z amerykańską odmianą basketu zaczyna od NCAA nie jest niczym nowym. Co jednak, gdyby jakiś gracz został już wybrany w drafcie do najlepszej koszykarskiej ligi świata, jego wizerunek pojawiał się nawet na dedykowanych jej kartach kolekcjonerskich, lecz nagle – bez oficjalnego debiutu – zdecydował się przenieść do rozgrywek uniwersyteckich? Przypadek bez precedensu? A jednak.
Jak poinformował w środę Jonathan Givony, James Nnaji zmierza do Baylor, gdzie będzie grał w koszykówkę na uczelni w barwach drużyny, której trykot swego czasu zakładał nasz Jeremy Sochan. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to na wieści z pierwszych stron gazet, jednak gdy przyjrzymy się nieco głębiej, można zauważyć pewną nieścisłość. Przecież ten zawodnik został wybrany z 31. numerem draftu do NBA w 2023 roku, więc jakim cudem nagle może wrócić do mimo wszystko oficjalnie wciąż amatorskich rozgrywek? O tym za chwilę.
Karierę 21-latka trudno nazwać standardową. Podkoszowy rodem z Nigerii nie błyszczał talentem na tyle, by zostać wyselekcjonowanym do gry w Stanach Zjednoczonych, jak Hakeem Olajuwon czy świętej pamięci Yinka Dare. Zamiast tego, gdy miał zaledwie 14 lat, wyjechał… na Węgry, by grać w tamtejszej akademii Ratgeber.
Już dwa lata później zwrócił na siebie uwagę słynnej Barcelony. Początkowo występował w drużynie B, lecz po sezonie został włączony do kadry pierwszego zespołu. Wprawdzie zaliczał jeszcze wypożyczenia do Girony i ligi tureckiej (Merkezefendi), w barwach katalońskiego giganta zdołał zaliczyć 125 występów (wliczając w to EuroLigę i Liga ACB).
W lipcu bieżącego roku w wywiadzie udzielonym w trakcie Ligi Letniej Nnaji potwierdził, że wraz z Barcą doszli do porozumienia w sprawie obustronnego rozwiązania kontraktu, z którego wówczas pozostały mu jeszcze dwa lata. Zostało to oficjalnie potwierdzone już 1 sierpnia.
Zanim jednak do tego doszło, w 2023 roku rosły Nigeryjczyk został wybrany w drafcie przez Detroit Pistons, którzy następnie wymienili go do Charlotte Hornets. Wprawdzie barwy ekipy z Karoliny Północnej reprezentował w rozgrywkach Summer League, a Panini w swoich produktach wypuszczało nawet rookie karty z jego podobizną, nigdy nie podpisał kontraktu, o debiucie w oficjalnym meczu ligowym nie wspominając. Zresztą już rok później prawa do jego karty zawodniczej zostały oddane do New York Knicks w ramach trójstronnej wymiany z udziałem między innymi Karla-Anthony’ego Townsa.
Zaraz, zaraz – ktoś może powiedzieć – ale nawet jeśli nie zagrał w NBA, to jednak występy w seniorskich rozgrywkach EuroLigi i Liga ACB powinny pozbawić go wymaganego do występów w rozgrywkach uczelnianych statusu amatora. Tyle, że w międzyczasie to i owo zdążyło się pozmieniać.
Otóż na początku tego roku NCAA zdecydowała się przyznać uprawnienia do gry w koszykówkę akademicką kilku byłym zawodnikom G League (co spotkało się zresztą z ostrą krytyką ze strony Toma Izzo, trenera Michigan State, i jego odpowiednika z Purdue, Matta Paintera). Była to iście przełomowa decyzja, chyba ostatecznie zacierająca coraz słabiej widoczną granicę między profesjonalizmem a amatorstwem. Kilku graczy skwapliwie skorzystało z okazji, w tym na przykład T.J. Clark, również uczestnik draftu z 2023 roku – inna sprawa, że bez powodzenia – który zobowiązał się do gry dla Ole Miss.
Sytuacja Nnajiego jest jednak o tyle ciekawsza, że on akurat został wybrany w drafcie, a do ekipy Bears dołączy już w połowie sezonu po tym, jak kilka miesięcy wcześniej grał w Lidze Letniej w barwach Knicks. Nie jest to jednak wbrew nowym przepisom – mimo występów w Vegas, a nawet w G League, James nigdy nie znalazł się w składzie żadnej drużyny NBA. W związku z tym nic nie stoi na przeszkodzie, by mógł grać w koszykówkę akademicką, a dopiero potem spróbował się dostać do najlepszej ligi świata.
21-latek może być poważnym wzmocnieniem drużyny, której potrzebą numer jeden jest pozyskanie nowego środkowego. Biorąc pod uwagę, że wykluczeni do końca sezonu są Juslin Bodo Bodo, Maikcol Perez i Mayo Soyoye, jedynym zdrowym wysokim w składzie pozostaje niezbyt wysoki jak na podkoszowego (206 centymetrów) Caden Powell. Dlatego Nnaji, który z marszu będzie uprawniony do gry, z pewnością od razu dostanie solidną porcję minut.
Nowy nabytek Baylor wniesie do drużyny swoje znakomite warunki fizyczne – mierzy 211 centymetrów wzrostu, ma solidną budowę ciała i rozpiętość ramion wynoszącą przeszło 230 centymetrów. W momencie draftu był postrzegany jako specjalista od obrony obręczy, ofensywnych zbiórek i wykańczania akcji po podaniach nad kosz. Wszystkie te atuty mogą okazać się ogromnym wsparciem drużyny legitymującej się bilansem 9-2, ale mającej spory deficyt w defensywie (106. pozycja w kraju).
Nnaji zawsze wydawał się mieć niezbędne narzędzia, by zostać zawodnikiem NBA. Po prostu nie dostał jeszcze odpowiedniej szansy. Teraz w nowym otoczeniu będzie miał idealną okazję, by ponownie się pokazać i znów przyciągnąć zainteresowanie ze strony menedżerów z najlepszej koszykarskiej ligi świata.










