Ostatnie dni przyniosły nowe wiadomości w sprawie transferu Damiana Lillarda z Portland Trail Blazers. W pewnym momencie pojawiły się nawet doniesienia, że wymiana jest kwestią kilkudziesięciu godzin, lecz jak do tej pory transfer nie doszedł do skutku. Blazers mieli jednak przyspieszyć rozmowy, choć wcale nie rozmawiali z Miami Heat, a z Toronto Raptors oraz Chicago Bulls. Tymczasem przecież Dame to właśnie Heat wskazał jako swój preferowany kierunek.
Teraz okazuje się jednak, że Heat wcale tak mocno nie chcą Lillarda u siebie. Informacje te przekazał Brian Windhorst z ESPN, według którego to wcale nie jest tak, że Heat starają się pozyskać 33-letniego rozgrywającego za wszelką cenę.
– Nie uważam, aby Heat byli zdesperowani, żeby pozyskać Damiana Lillarda. Myślę, że chcą go sprowadzić, ale moim zdaniem oni nie traktują ewentualnego niepowodzenia jak czegoś, co popsuje im cały sezon. Byli w ubiegłym sezonie w finałach. Mają młodych zawodników, którzy stają się coraz lepsi. Mają kapitał, który mogą wykorzystać w innych transferach. Lillard nie jest jedyną opcją, bo w najbliższych 6-18 miesiącach na rynku mogą pojawić się inne gwiazdy. Nie wydaję mi się, żeby Heat podchodzili do tego na zasadzie „wszystko albo nic” – powiedział Windhorst.
Przy okazji potwierdził doniesienia Adriana Wojnarowskiego, że Blazers i Heat od dłuższego czasu w ogóle nie rozmawiali na temat wymiany Lillarda. Zaznaczył przy tym, że to się może oczywiście szybko zmienić (szczególnie że Blazers mogą chcieć rozwiązać tę sprawę przed startem sezonu), ale potem podkreślił po raz kolejny, że jego zdaniem troszeczkę przekłamane jest przekonanie ogółu, że ekipa z Miami musi ten transfer zrobić, bo na Florydzie wcale tak do tego nie podchodzą.
Czy to jest jednak rozsądne podejście Heat?
Oczywiście nie można się dziwić, że Heat nie chcą oddawać wszystkiego, co mają, za 33-letniego Lillarda, który za dwa najbliższe sezony zarobi 94 miliony dolarów. Ale wydaje się, że to jest w tej chwili najlepsza dla nich opcja na skuteczną walkę o tytuł w najbliższym czasie. I choć Pat Riley doskonale zna się na swojej robocie, co wiele razy potwierdzał w przeszłości, to jednak powinien chyba działać w kwestii transferu Lillarda nieco mocniej. Powodów jest sporo:
- Jimmy Butler, czyli lider Miami, ma już 34 lata na karku. Przed nim tak naprawdę ostatnich kilka sezonów gry na najwyższym poziomie i walki o upragniony mistrzowski tytuł.
- Skrzydłowy w minionej fazie play-off udowodnił, że gdy stawka rośnie, to i on wchodzi na wyższy poziom, a jego mentalność zwycięzcy pozwolił Heat po raz drugi w ciągu trzech lat awansować do wielkiego finału NBA. Tam jednak bardzo dobrze widać było, że zabrakło mu wsparcia — tym bardziej, gdy wcześniej dwoił się i troił w drodze Heat do starcia z Denver Nuggets i momentami był już po prostu piekielnie zmęczony.
- Pozyskanie kogoś takiego jak Lillard nie tylko odciążyłoby Butlera, ale też dałoby drużynie Erika Spoelstry zupełnie nowy wymiar, czego nie zapewnił sprowadzony do Miami dwa lata temu Kyle Lowry. Co więcej, mogłoby się to odbyć głównie kosztem oddania Tylera Herro, który w tegorocznej fazie play-off przez kontuzję zagrał tylko w jednym meczu, a mimo to Heat bez niego zaszli aż do finału.
- To fakt, że Heat w tym roku po raz drugi w ostatnich latach zagrali w wielkim finale, ale tak naprawdę ledwo co udało im się wślizgnąć do fazy play-off. Co więcej, latem z zespołem pożegnało się kilku pierwszoplanowych zawodników, którzy tak znakomicie walczyli dla Heat w fazie posezonowej. To m.in. Max Strus czy Gabe Vincent, dla których udane występy oznaczały nowe kontrakty i spore podwyżki zarobków.
- Jasne jest więc, że Heat potrzebują dziś po prostu więcej jakości obok Butlera oraz Bama Adebayo, a sprowadzenie Lillarda nawet kosztem młodszych graczy ze sporym potencjałem jak Nikola Jović czy Jaime Jaquez Jr. mogłoby tak naprawdę z miejsca katapultować ekipę z Miami do grona największych faworytów do walki o tytuł.
- Nie wiadomo też, jak na całe to transferowe zamieszanie zareaguje Herro, który tak w zasadzie od początku wakacji jest wypychany z Miami. Z medialnych doniesień można zresztą wnioskować, że 23-latek pogodził się już ze zmianą klubowych barw, a jego tajemnicze wpisy w mediach społecznościowych mogą sugerować frustrację i złość w kierunku władz Heat, dlatego też przynajmniej na ten moment trudno jest sobie wyobrazić, by Herro jak gdyby nigdy nic wrócił do składu Heat, jeżeli nie zostałby wymieniony w ramach transferu Dame’a.
- Windhorst zwraca jednak uwagę, że Heat mogą poczekać z transferem na inną gwiazdę. W ostatnich tygodniach najgłośniej mówi się o potencjalnych wymianach z udziałem Giannisa Antetokounmpo, Joela Embiida czy Luki Doncica, jeśli któryś z nich zdecyduje się zażądać transferu od swojego obecnego klubu. Sęk w tym, że cena za każdego z tej trójki byłaby zdecydowanie dużo wyższa niż za starszego od nich Lillarda. Co więcej, nie ma żadnej pewności, że którykolwiek rzeczywiście będzie chciał zmienić otoczenie.
- Lillard tymczasem chce zmienić klub i chce grać dla Miami. Pozyskanie go mogłoby dać Heat dwie szanse na walkę o tytuł, gdyż jego umowa kończy się po sezonie 2024-25. Wtedy też na rynek wolnych graczy może wejść Butler ze swoją opcją zawodnika, dlatego, gdyby Heat do tego czasu uznali, że trzeba zacząć budowę zespołu od nowa, to mieliby ku temu możliwości.