James Harden osiadł na Brooklynie i wszystko wskazuje na to, że właśnie tam będzie walczył o mistrzostwo w przekroju kilku kolejnych sezonów. Jednak w trakcie rozmów pojawił się również wątek Miami Heat. Od razu wskazywano na to, że Harden w tej kulturze, by się nie sprawdził.
Miami Heat badali grunt. Chcieli sprawdzić, jakie Houston Rockets mają oczekiwania za swoją największą gwiazdę. Zespół z Florydy pojawił się więc w pogłoskach, ale szanse na sprowadzenie Hardena nigdy nie były dla Heat szczególnie duże. Na takich ruch włodarzy na pewno nie naciskał Udonis Haslem, który najwyraźniej nie jest wielkim fanem nowej gwiazdy Brooklyn Nets.
Swoje zdanie weteran z Miami przedstawił w ostatniej rozmowie z Complex Sport. – Nie mógłbyś sprowadzić Jamesa Hardena do Miami. Postarzałbym się o kolejnych piętnaście lat próbując być jego OG – dodał. OG to w oryginale “Prawdziwy Gangster”, ale Haslem użył tego slangowego określenia w kontekście “pilnowania” Hardena, by nie spędzał za dużo czasu w klubach, jakich w Miami przecież nie brakuje.
Poza tym, Harden miałby ogromny problem z dopasowaniem się do kultury panującej w Miami, która jest efektem wieloletniej pracy Pata Rileya oraz Erika Spoelstry. Heat w dużej mierze stawiają na odpowiednie przygotowanie kondycyjne, a – jak dobrze wiemy – z tym u Hardena w ostatnim czasie bywało różnie. Jednak skoro poradził sobie z tym wyzwaniem Shaquille O’Neal? To czemu nie miałby Harden…
Wiemy już, co na ten temat sądzi 40-letni Haslem, który cały czas utrzymuje swoją formę na bardzo wysokim poziomie i byłby gotowy wyjść na parkiet, gdyby zaistniała taka potrzeba. Dobrze jednak sprawdza się w roli mentora dla młodszych kolegów. Jest swego rodzaju łącznikiem między szatnią, a sztabem szkoleniowym i nie przeszkadza mu to, że obserwuje mecze z końca ławki rezerwowych.