Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem mecz Memphis Grizzlies z Dallas Mavericks stracił na wartości przez nieobecność trzech wielkich postaci – Ja Moranta, Kyrie’ego Irvinga i Luki Doncicia. Mimo wszystko przyniósł on ostatecznie sporą dawkę wrażeń, postawił możliwości i głębie składu Mavs pod znakiem zapytania, a zarazem przedstawił dyspozycję osłabionych wizerunkowym zamieszaniem Niedźwiadków. Co do powiedzenia po ostatniej syrenie mieli bohaterzy starcia?
Obie ekipy zmierzyły się ze sobą kilka dni temu w FedExForum w stanie Tennessee. Wówczas lepsi okazali się Memphis Grizzlies, którzy dwa dni później, tj. minionej nocy, po raz kolejny pokonali Dallas Mavericks, tym razem na terenie rywala. Do przerwy gospodarze utrzymywali się w meczu za sprawą świetnej postawy Jadena Hardy’ego oraz Josha Greena. W drugiej połowie obraz gry całkowicie się jednak zmienił.
Trzecia kwarta była bowiem zdominowana przez zawodników Grizzlies, którzy wykorzystali przeciętną skuteczność Mavs z gry (8/26; 30,8%) oraz zza łuku (3/14; 21,4%) i wyraźnie odskoczyli z wynikiem (69:85). Choć w ostatniej części meczu przyjezdni również mieli problemy z odnalezieniem drogi do kosza, to ofensywna niemoc Dallas przesądziła o końcowym rezultacie.
Dla Mavericks jest to już dziewiąta porażka w dwunastu ostatnich spotkaniach, przez co po raz pierwszy od 19 grudnia mają ujemny bilans (34-35), który z kolei plasuje ich dopiero na 8. miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej. To oznacza, że gdyby sezon zakończyć w tym momencie, to podopieczni Jasona Kidda zmierzyliby się z Minnesota Timberwolves o miejsce w play-offach. Szkoleniowiec Mavs nie zamierza jednak martwić się na zapas.
– [Kiedy powinniśmy zacząć się obawiać o sezon?] Kiedy sezon będzie skończony. To tylko rozgrywki zasadnicze. On też może oznaczać dla nas koniec sezonu. Wtedy właśnie pojawiają się obawy. […] Przez połowę meczu graliśmy dobrą koszykówką z młodym obwodem, który wciąż uczy się gry w NBA. Zestawcie to z grą przeciwko bardzo dobrej defensywie [Grizzlies]. Zrozumcie, że stajemy się lepsi – to po prostu kwestia tego, czy możemy być zdrowi w najważniejszym momencie. Jeżeli nie, to po prostu będzie po sezonie. Nikt nie umiera – mówił na konferencji prasowej Kidd.
Były rozgrywający wspomniał o młodych obwodowych, którzy mają za sobą dobry mecz. Jaden Hardy spędził na parkiecie 41 minut i zdobył 28 punktów, osiem zbiórek oraz trzy asysty, choć jego skuteczność pozostawia nieco do życzenia (9/25 z gry, 5/15 za trzy). Towarzyszący mu Josh Green dołożył 23 „oczka”, pięć zbiórek i siedem asyst.
– [Hardy] tutaj dojrzał. Ma za sobą świetny okres pod względem treningu i możliwości gry. Dziś był w stanie przedostać się do pomalowanego, punktować, rzucać, a także kreować okazje dla partnerów na czystych pozycjach, kiedy atakował kosz. Nie rozmawiajmy jeszcze o minutach w stylu play-offów. Mamy jeszcze 13 meczów do rozegrania. Zakończmy po prostu sezon, zanim zacznimy o tym mówić – dodał trener Mavs.
Choć przez znakomitą większość sezonu Hardy nie był kluczowym zawodnikiem rotacji Dallas, to obecna sytuacja zespołu dotyczy i martwi go tak, jak całą resztę członków organizacji. Dziennikarze dopytywali go o atmosferę, jak panuje obecnie w szatni Mavericks.
– Nikt nie lubi przegrywać. Wszyscy chcemy wygrywać, więc jest trudno po ostatnich porażkach. Musimy jednak po prostu iść dalej, iść dalej do kolejnego meczu – podkreśla Hardy.
Pod nieobecność liderów zespołu – Luki Doncicia i Kyrie’ego Irvinga – rola głównego kreatora gry spadła na barki właśnie Hardy’ego. W trzech ostatnich meczach 20-latek notuje średnio 20,3 punktu, 3,3 zbiórki oraz 2,7 asysty na mecz. Na wcześniejszych etapach sezonu zaliczał występy z dorobkiem 29 (przeciwko Utah Jazz) i 25 punktów (Portland Trail Blazers).
– Próbuję po prostu wychodzić na parkiet i być tam dla moich kolegów z zespołu, kiedy mnie potrzebują. Chcę być gotowy, gdy ktoś wywoła moje imię i wykorzystać pozycję, w której się znalazłem – dodaje Jaden.
Swojego cichego bohatera pod nieobecność Ja Moranta mają też Memphis Grizzlies. W ostatnich dwóch meczach z dobrej strony pokazał się David Roddy. Debiutant zdobywał w nich kolejno 24 i 19 punktów, prezentując przy tym wyjątkową skuteczność (10/13 oraz 8/11 z gry). W samych superlatywach o 21-latku wypowiadał się trener Niedźwiadków, Taylor Jenkins.
– Praca. Od pierwszego dnia emanował pewnością siebie. Ma za sobą świetną karierę uniwersytecką i wiedział, że będzie musiał dostosować się do NBA pod względem roli, fizyczności, czytania gry i wkładanej pracy. W ostatnich dniach ciągle opowiadam o tym, jak wykorzystać każdą z natrafiających się okazji. Nie chcę, by przestał wchodzić z ławki rezerwowych. Nie chodzi tylko o jego punkty, a też defensywę – opisuje szkoleniowiec.
Podobnie na całą sytuację spogląda sam zainteresowany, dla którego 24 „oczka” w pierwszym meczu z Mavs były rekordem kariery.
– To coś wielkiego. Trener Jenkins mówił o tym przez cały sezon. Próbuję po prostu mieć tę mentalność wojownika – grać twardo i wchodzić w mecz z energią – to coś wielkiego dla rozwoju i play-offów. […] Myślę, że byłem po prostu gotowy na swoją okazję – opisuje Roddy.
Nie ulega wątpliwości, że tematem przewodnim w amerykańskich mediach jest w ostatnim czasie zamieszanie wokół Ja Moranta. Rozgrywający przebywa obecnie na Florydzie, gdzie ma korzystać z pomocy specjalistów. Wciąż nie wiadomo, kiedy wróci do zespołu.
– Oprócz tego, o czym mówiłem już o tej sytuacji w przeszłości, uszanujmy naturę tych wydarzeń. Mówiłem już, że poświęca swój czas i odpowiedzialność, by stać się lepszym […] Kontaktuję się z nim co kilka dni i staram się poprowadzić go w odpowiednie miejsce, ale również informuję go, jak radzi sobie zespół. [Jego powrót?] Nie jestem gotowy na komentarz. Musimy przebrnąć przez parę najbliższych dni bez niego, co najmniej przez mecz z Miami, po czym będziemy wiedzieć więcej – dodaje Jenkins.
Grizzlies nie można odmówić jednak panującej w zespole chemii. Desmond Bane podkreślał po meczu, że choć „skupiają się na wygrywaniu meczów koszykówki”, to Morant „zostanie przywitamy z otwartymi ramionami”, kiedy tylko będzie mógł wrócić do gry.
Sympatycy Grizzlies muszą jeszcze wykazać się cierpliwością, ale dopóki ich zespół wygrywa (obecnie trzy zwycięstwa z rzędu), dopóty sytuację można uznawać jeszcze za względnie opanowaną, choć Morant musi liczyć się z konsekwencjami, jakie prawdopodobnie na niego czekają. Dużo gorzej wygląda sytuacja Mavericks. Ich kolejnym rywalem będą jednak nisko notowani San Antonio Spurs, co jest doskonałą okazją na przerwanie niefortunnej serii porażek i powrót na zwycięskie tory.