New York Knicks bardzo dobrze weszli w listopad – wygrali już cztery mecze z rzędu, w każdym z nich wrzucając oponentom sporą liczbę punktów. Po nieco słabszym starcie sezonu (trzy z rzędu porażki), wracają więc na prostą. Choć konferencja wschodnia jest w tym sezonie (na papierze!) najsłabsza od lat, wcale nie musi być to łatwy i spokojny rok dla nowojorczyków. Jednym z większych znaków zapytania jest Mitchell Robinson i jego sytuacja kontraktowa.
Według Iana Begley’a z SNY.tv, New York Knicks nie rozpoczęli nawet negocjacji kontraktowych z Mitchellem Robinsonem. Dotychczasowy brak porozumienia w sprawie przedłużenia umowy nie wynika więc z braku dogadania się, a z braku podjęcia negocjacji w ogóle:
– Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Mitchell Robinson nie dostanie przedłużenia w tym sezonie, wejdzie na rynek wolnych agentów i tam zobaczy jakie są opcje. Będą na rynku kluby z gotówka do wydania. Jeśli będzie zdrowy, będzie bardzo atrakcyjnym zawodnikiem do podpisania. Może Knicks mnie zaskoczą i znajdą jakiś transfer jeszcze w trakcie sezonu… Jeśli ma taki wpływ na grę kiedy jest zdrowy, nawet kiedy Knicks ograniczają jego minuty, to kluby to widzą i wiedzą co może im dać – mówił Ian Begley w programie Putback na antenie SNY.tv.
O jakim wpływie mówi Begley? Mitchell Robinson opuścił kilka pierwszych meczów sezonu z powodu urazu kostki. Wrócił jednak i od razu wskoczył do pierwszej piątki – zbiegło się to z przerwaniem serii porażek i z rozpoczęciem serii zwycięstw. Gra on co prawda tylko 16,5 minuty na mecz i notuje niezbyt imponujące pięć punktów, 8,5 zbiórki (aż 5,5 w ataku!) i 1,8 bloku, jednak jego zaawansowane statystyki pokazują, jak jest przydatny. Z nim na parkiecie Knicks są lepsi aż o +33,3 punktu na 100 posiadań. Nowojorczycy są obecnie drugim najlepiej zbierającym w ataku zespołem ligi, nieznacznie ustępując tylko Houston Rockets. Aż 5,5 z ich 15,2 zbiórek ofensywnych na mecz to właśnie robota Robinsona. Ponadto, rywale bronieni przez Robinsona trafiają zaledwie 27,8% rzutów za dwa punkty. Próbka jest niewielka, bo to tylko cztery mecze. Pomimo niewielkiej skali, robi to jednak wrażenie.
Skoro Robinson jest dla Knicks tak przydatny, dlaczego nie zaoferować mu przedłużenia? Odpowiedź jest prozaiczna i po wprowadzeniu drugiego apronu będzie coraz częstszym kłopotem: nie stać ich. Przez jeszcze kilka sezonów będą płacić wysokie wynagrodzenia dla Karl-Anthony’ego Townsa (57 mln za przyszły rok), OG Anunoby’ego (42 mln), Jalena Brunsona (38 mln) i Mikala Bridgesa (33 mln).
Świetny indywidualny sezon w wykonaniu Robinsona może pomóc Knicks w znalezieniu dla niego transferu. Ewentualny nabywca musiałby jednak dostać zapewnienie od samego zawodnika, że podpisze z nimi nowy kontrakt. W innym wypadku nie ma większego sensu pozyskiwanie zawodnika na pół sezonu i oddawanie czegoś sensownego w zamian.
27-letni Mitchell Robinson zarobi w tym sezonie 12,9 mln dolarów, a w wakacje jego kontrakt dobiegnie końca i stanie się on niezastrzeżonym wolnym agentem. Będzie prawdopodobnie jednym z lepszych, o ile nie najlepszym centrem dostępnym na rynku, więc może liczyć na wyraźną podwyżkę. Dużo zależeć będzie jednak od jego zdrowia. Przez osiem lat w NBA (od początku w barwach Knicks) tylko raz rozegrał przynajmniej 70 spotkań. Łącznie rozegrał 337 meczów z 558 możliwych – daje mu to zaledwie 60% „obecności”.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Wspieraj PROBASKET
