Po siedmiu spotkaniach sezonu zasadniczego Milwaukee Bucks legitymują się najgorszym bilansem w całej lidze i zasiadają na szarym końcu tabeli Konferencji Wschodniej. „Kozły” rozczarowują na każdym kroku i trudno doszukać się u nich światełka w tunelu. Dziennikarze winą obarczają przede wszystkim Giannisa Antetokounmpo, sugerując jednocześnie, że dla Bucks nie ma już ratunku.
Milwaukee Bucks zajmują obecnie 15. miejsce w tabeli Wschodu z wielce rozczarowującym bilansem 1-6. Zaledwie o jedną lokatę wyżej plasują się Philadelphia 76ers, którzy również celują w walkę o najwyższe laury, ale ci jak dotąd musieli radzić sobie bez Joela Embiida oraz Paula George’a. „Kozły” z kolei mają do dyspozycji zarówno Giannisa Antetokounmpo, jak i Damiana Lillarda i choć poza grą pozostaje Khris Middleton, to sześć porażek w siedmiu spotkaniach to w ich przypadku wynik niewybaczalny.
Sytuacji Bucks przyjrzeli się bliżej dziennikarze ESPN, którzy winy doszukują się przede wszystkim w presji wywieranej przez Giannisa Antetokounmpo. To właśnie Grek miał jednym z głównych czynników, które doprowadziły do transferu Lillarda, który przynosi jak dotąd efekty odwrotne od zamierzonych.
— To zaczęło się jeszcze przed zwolnieniem Adriana Griffina. Czy Mike Budenholzer, gość który wygrał im mistrzostwo, też nie został zwolniony? Potem nagle zwolnili Adriana Griffina. Giannis wymusił transfer Damiana Lillarda i pozbycie się Jrue Holidaya. Czy Giannis ma na swoich rękach krew? Absolutnie, są nią całkowicie pokryte. Tego właśnie chciałeś, Giannis — skomentował Kendrick Perkins.
Perkins krytykuje przede wszystkim zachowanie Giannisa poza parkietem. Dziennikarz przytoczył historię z poprzedniego sezonu, kiedy to Damian Lillard przyznał, że po transferze z Portland Trail Blazers czuje się samotny, bo po raz pierwszy w trakcie swojej profesjonalnej kariery mieszka z dala od rodziny.
Perkins wytyka Antetokounmpo, że nie zachował się wówczas jak lider i nie zaoferował Giannisowi wsparcia. Wspólne spotkania, posiłki czy dodatkowe treningi mogłby pozytywnie wpłynąć na chemię pomiędzy gwiazdami i choć nic nie wskazywałoby na to, że duet ten nie może dogadać się na parkiecie, to mimo wszystko Perkins oczekuje od 29-latka większego zaangażowania w rolę lidera.
Dziennikarz ESPN zasugerował również, że Bucks popełnili błąd, zatrzymując w swoim składzie Khrisa Middletona. Skrzydłowy wciąż boryka się z kontuzją i w dalszym ciągu nie doczekał się występu w nowym sezonie. Skrzydłowy, który w latach 2019-2022 był trzykrotnie nominowany do Meczu Gwiazd, w poprzednich rozgrywkach zdobywał średnio 15,1 punktu, 4,7 zbiórki oraz 5,3 asysty na mecz i nie wydaje się, by Bucks mogli obecnie otrzymać za niego coś, co rozwiąże w pełni ich problemy.
Na ciekawe porównanie zdecydował się Bill Simmons z The Ringer. Sugeruje on, że sytuację „Kozłów” można porównać do tej, w której znajdują się — bądź, zdaniem innych, do niedawna znajdowali się — Los Angeles Lakers.
— Są w gruncie rzeczy Lakersami z Midwest. Mają świetnego środkowego, starzejącą się gwiazdę ofensywną, która nie gra w obronie. Nie mają nikogo, kto potrafi grać w obronie i nie mają też ławki. W przeciwieństwie do Lakers, nie widzę tam żadnego możliwego rozwiązania. To okropnie broniący zespół. W kluczowych momentach meczów grają tam zawodnicy, którzy nie załapaliby się do składów Celtics czy Thunder — uważa Simmons.
Bucks poświęcili znakomitą część swoich płac, by utrzymać trzon w postaci Giannisa Antetokounmpo, Damiana Lillarda, Khrisa Middletona oraz Brooka Lopeza. Jeżeli dodamy do tego jeszcze Bobby’ego Portisa, to piątka ta zainkasuje w tym sezonie łącznie 164,8 miliona dolarów. To więcej niż kilka zespołów, w tym między innymi walczący o tytuł Oklahoma City Thunder, płacą wszystkim swoim zawodnikom.
Coraz więcej znaków wskazuje, że najlepszym rozwiązaniem dla Bucks byłoby wejście w etap całkowitej przebudowy i wyciągnięcie z zespołów najcenniejsze wybory w Drafcie oraz młodych, prosperujących graczy. Jeżeli kierownictwo „Kozłów” będzie zwlekać z tą decyzją zbyt długo, to zwrot w potencjalnych transferach może okazać się nie do końca zadowalający.
Kolejnym rywalem Bucks będą Utah Jazz, którzy również legitymują się obecnie bilansem 1-6. Porażka w spotkaniu z tak kiepsko radzącym sobie rywalem może być zapowiedzią gruntownych zmian w Milwaukee. Po meczu z Jazzmanami „Kozły” czeka jednak piekielnie trudna przeprawa w postaci pojedynków z New York Knicks oraz Boston Celtics.