Spotkanie pomiędzy Charlotte Hornets i Sacramento Kings było jednym z najbardziej emocjonujących spośród wszystkich rozgrywanych poprzedniej nocy. W samej końcówce o zwycięstwie swojego zespołu mógł przesądzić De’Aaron Fox.
Sacramento Kings zdążyli w tym sezonie zwolnić trenera, bo chcą grać w play-offach, a ich dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Eksperci wskazują jednak na to, że głównym problemem jest forma liderów, m.in. De’Aaron Foxa – rozgrywającego drużyny. Od Foxa oczekiwano stałego rozwoju. Miał być ostoją zespołu i graczem decydującym o zwycięstwach. Jednak pierwszy etap sezonu 2021/22 jest dla zawodnika skomplikowany.
W 25 meczach sezonu wychowanek Kentucky notował na swoje konto średnio 20,6 punktu, 5,3 asysty trafiając 43,8 FG% oraz 27,6 3PT%. Liczby znacząco słabsze w porównaniu z tymi, do jakich Fox dobijał w poprzednich rozgrywkach. Poprzedniej nocy Kings w Charlotte mierzyli się z tamtejszymi Hornets. Spotkanie przeciągnęło się do crunch-time. Fox na 2,4 sekundy przed końcem był faulowany i stanął na linię rzutów wolnych.
Jego zespół przegrywał 123:124, a Fox trafił wszystkie osiem rzutów z linii wolnych w poprzednich próbach. Było więc jasne, że Kings mają wygraną na wyciągnięcie ręki. Wtedy jednak stało się coś nieprawdopodobnego – Fox pod presją spudłował oba rzuty i odebrał swojemu zespołowi szansę na wygraną. Oba rzuty odbiły się od obręczy. Marvin Bagley III próbował jeszcze pomarańczową dobić, ale jego starania nie przyniosły zmiany rezultatu.
– Jestem bardzo rozczarowany, bo chciałem mieć piłkę w swoich rękach – mówił po meczu Fox. – Chciałem ukarać rywala za to, że mnie sfaulował, ale spudłowałem obie próby i teraz nie mogę nic na to poradzić – dodał. Kings z bilansem 11-15 zajmują 10. miejsce w tabeli zachodu, czyli ostatnie gwarantujące grę w turnieju play-in. Przed nimi starcie z Cleveland Cavaliers.
Czy widziałeś już najnowszy Podcast PROBASKET LIVE?