Za nami miesiąc sezonu regularnego, każda z drużyn rozegrała już niemal po 20 spotkań i można już z całą stanowczością stwierdzić, że niektóre drużyny zawodzą. Niektóre zawodzą wręcz dramatycznie. Na przykład Los Angeles Clippers.
Zawód oznacza, że były jakies oczekiwania. W przypadku Los Angeles Clippers wiele osób powie „a nie mówiłem?” – zdecydowana większość kibiców wieszczyła bowiem katastrofę spowodowaną zwyczajowym brakiem zdrowia liderów. Tak też się stało: Bradley Beal bardzo szybko, po kilku słabych meczach, wypadł z gry do końca sezonu; Kawhi Leonard z kolei rozegrał dotychczas tylko 8/18 meczów. Ich bilans wynoszący 5-13 i tak jest jednak – nawet w kontekście kontuzji – rozczarowaniem. Ten zespół nie cierpi tylko i wyłącznie na nieobecnośc lidera. Ten zespół jest dysfunkcyjny.
– Kiedy tracisz swojego najlepszego gracza, a to jeden z 10 najlepszych zawodników w lidze kiedy gra, to ciężko go zastąpić. Wiem, że wiele osób mowi o mentalu „next man up”, ale jeśli on zarabia 60 mln. dolarów, a jego zmiennik 400 tysięcy dolarów, to to naprawdę nie jest to samo. Musimy jednak próbować grać pomimo tego – tłumaczy trener Tyronn Lue w rozmowie z The Athletic.
Trzeba oddać trenerowi Lue, że niedostępność Kawhi Leonarda mocno ogranicza potencjał jego ekipy. Bez niego w składzie Clippers notują bilans 2-8 (20% zwycięstw), zaś z nim aż 3-5 (60% zwycięstw). Trzeba jednak zauwazyć, że wygrane mecze to starcia z Suns, Blazers i Pelicans, więc zespołami spoza szerokiej czołówki. Problemy ze zdrowiem najważniejszego gracza to jest oczywiście czynnik, który można traktować jako wymówkę, ale tylko do pewnego stopnia. Ten skład – nawet bez Leonarda – powinien być lepszy niż to, co oglądamy.
Ruchy kadrowe, jakich dokonali Clippers przed sezonem, wyglądały na papierze imponująco. Zarząd klubu zareagował na braki podkoszowe i sprowadził Johna Collinsa oraz Brooka Lopeza. Nawet jeśli ten drugi jest już w dość zaawansowanym wieku, duet ten stanowić mógł naprawdę dobrą odpowiedź na potrzebę zmienników Ivicy Zubaca. Wyobraźnię ekspertów pobudzała wizja wspólnej gry Collinsa z Lopezem, w której panowie będą doskonale obsługiwani podaniami przez Jamesa Hardena po zasłonach – Collins rolując pod obręcz w pick and roll, a Lopez rolując na obwód w pick and pop.
Doskonała wizja. Jak prezentuje się ona w rzeczywistości?
John Collins i Brook Lopez rozegrali wspólnie prawie 150 minut, w których Clippers notowali NetRating na poziomie -14,9. Ich wspólna gra wygląda na tyle źle, że trener Tyronn Lue zrezygnował z tego pomysłu i od początku listopada ich wspólny czas gry skurczył się niemal do zera. Czy musimy jednak winić Lopeza i Collinsa? Kiedy się temu przyjrzeć, winę ponosić powinni w dużej mierze trener Lue i… James Harden.
Spójrzmy na te kilka ostatnich wspólnych minut Lopeza i Collinsa, które zagrali w meczu z Cavaliers (przegranym 105:120). To kompilacja niemal wszystkich posiadań ofensywnych, kiedy byli na placu. Co się rzuca w oczy? Dobrze zorganizowane pick and rolle? Nie – chaotyczne izolacje Jamesa Hardena, Lopez stojący w rogu i niepotrafiący odnaleźć się w przestrzeni Collins:
Wspólne minuty gry Collinsa i Lopeza w 18 dotychczasowych spotkaniach według danych portalu pbpstats.com:
– Co jeszcze możemy zrobić? Każdego dnia musisz wstawać pewnym siebie, prawda? Zostało nam jeszcze wiele meczów, w których możemy odzyskać swój rytm, ale dotychczas mierzyliśmy się dosłownie ze wszystkim, od kontuzji przez różne zmiany ustawień. Próbujemy to wszystko poukładać. […] Bywałem już w sytuacjach, w których przegrywałem. Nigdy nie byłem jednak w sytuacji, kiedy dosłownie wszystko zdawało się działać przeciwko nam. Wiesz o co mi chodzi? To będzie test dla naszych charakterów i sprawdzian przed tym, na co stać będzie nas w drugiej części sezonu – tłumaczy James Harden dla portalu Orange County Register.
James Harden w roli rozgrywającego nie dowozi. Patrząc w proste statystyki, Broda gra teoretycznie dobry sezon. Zdobywa średnio najlepsze od sześciu lat 27,9 punktu, bardzo dobre 8,4 asysty i mniej niż rok temu 3,8 straty na mecz. Piłka jednak, jak to się potocznie mówi, „nie chodzi”. Clippers mają 28. w NBA stosunek asyst do strat, na 25. miejscu pod względem procenta trafień po asystach, a do tego na dopiero 29. miejscu pod względem samej liczby posiadań. Clippers grają więc wolno, a do tego niedokładnie i bez dobrego ruchu piłki. Chyba najgorsza mozliwa kombinacja. Rezerwowego rozgrywającego brak. Jest w składzie 40-letni Chris Paul, ale z nim na parkiecie LAC notują NetRating na poziomie -14,1 i trener po kilkunastu meczach odsunął go od rotacji. Chis Paul jest stary.
Lider zespołu, większość sezonu obserwujący z ławki, zwraca jednak uwagę na problemy po drugiej stronie parkietu:
– Myślę, że musimy zacząć trochę utrudniać grę najlepszym ofensywnie zawodnikom rywali. Luka Doncic zdobył na nas 40 punktów. W jednym z poprzednich meczów Nikola Jokic zdobył na nas 50. Myślę, że musimy spróbować zmusić ich do częstszego oddawnania piłki, tak jak oni robią przeciwko nam – diagnozuje Kawhi Leonard, który zagrał w dwóch ostatnich meczach po 10 spotkaniach przerwy spowodwanej kontuzją.
Jak prezentuje się obrona Clippers? Marnie. Pozwalaja oni rywalom na aż 120,3 punkty na 100 posiadań. Gorsze statystycznie defensywy mają obecnie tylko tankujący Washington Wizards i Brooklyn Nets.
Znów można zwrócić uwagę na to, jak rzadko w tym sezonie na parkiet wychodził Kawhi Leonard, czyli wiodący obrońca zespołu. Znów jednak trzeba zwrócić uwagę na to, że Clippers mają w składzie dobrych obrońców. Derrick Jones Jr. i Kris Dunn byli w zeszłym sezonie topowymi obrońcami na obwodzie, a Zubac, Collins i Lopez to w teorii świetna defensywnie rotacja podkoszowa. Trener Lue wciąż jednak – po ponad miesiącu trwania sezonu – szuka odpowiednich ustawień. Oprócz wspomnianego eksperymentowania z duetem Lopez–Collins, Lue coraz chętniej stawia na zawodników z końca rotacji, jak Kobe Sanders czy Kobe Brown, szukając defensywnego zaangażowania. Efekt? Clippers do tej pory wystawili już osiem różnych pierwszych piątek. To inny wyjściowy skład niemal co drugi mecz.
– Musimy grać lepiej. Inne drużyny są dziś od nas po prostu lepsze. To jest częśc tej gry. Pokonują nas lepsze obecnie drużyny. Grają na wysokim poziomie – podsumowuje trener Tyronn Lue.
Brawo trenerze. Musicie grać lepiej.











