Znakomity początek sezonu, nawet jak na swoje standardy, notuje Stephen Curry, który udowadnia, że w jego przypadku wiek to tylko liczba. Po dwóch tygodniach rozgrywek 35-latek jest niewątpliwie jednym z najpoważniejszych (i bardzo wczesnych) kandydatów do nagrody dla MVP. Gdyby udało mu się zdobyć trzecią w karierze statuetkę dla najlepszego gracza sezonu zasadniczego, to zostałby najstarszym MVP w historii ligi. Czy go na to stać?
Sześć zwycięstw w ośmiu spotkaniach mają Golden State Warriors, a Stephen Curry jak na razie wystawia mocne argumenty do tego, by wysoko umieścić go na liście wczesnych kandydatów do nagrody dla najlepszego zawodnika fazy zasadniczej rozgrywek. 35-latek jak dotychczas był najlepszym strzelcem GSW w każdym z ich ośmiu meczów. To najdłuższa taka seria w historii NBA, jeśli chodzi o gracza, który ma na karku 35 lat lub więcej.
To jednak nie koniec. Początek sezonu Curry’ego to także kilka innych fascynujących cyferek:
- po ośmiu meczach Steph notuje średnio 30.9 punktów, trafiając 55.1 procent rzutów z gry, 47.5 procent za trzy oraz 94.4 procent z linii rzutów wolnych i to pierwszy taki przypadek, jeśli chodzi o start sezonu w wykonaniu 35-letniego (lub starszego) zawodnika,
- to już zresztą trzeci raz, gdy Curry zaczyna sezon w taki sposób, tj. notując średnio minimum 30 punktów na skuteczności minimum 50-40-90 po pierwszych ośmiu meczach, a to o tyle imponujące, że w historii NBA żaden inny gracz nie dokonał tego choćby raz,
- w tych ośmiu spotkaniach Curry trafił łącznie aż 47 trójek, co oznacza, że jeśli utrzyma takie tempo i zagra we wszystkich 82 meczach sezonu zasadniczego, to pobije swój własny rekord trafień z dystansu w jednym sezonie, który wynosi 402 trafionych rzutów za trzy,
- dość powiedzieć, że sam Curry ma… ponad cztery razy więcej trójek niż jego trzech kolegów z drużyny łącznie, gdyż Chris Paul (4/29), Andrew Wiggins (3/17) oraz Jonathan Kuminga (4/17) jak do tej pory wspólnie trafili tylko 11 z 63 prób z dystansu,
- imponuje też jednak ogólna skuteczność Stepha, bo to nie tylko ponad 47 procent trafień na dystansie, ale też m.in. 58 procent skuteczności w rzutach catch-and-shoot czy niemal 86-procentowa skuteczność w próbach spod kosza.
Takie liczby Curry’ego nie powinny jednak tak naprawdę dziwić, skoro Curry tego lata jak zwykle poświęcił mnóstwo pracy, aby ten poziom utrzymać. Być może pracował nawet ciężej niż wcześniej, gdyż sam niedawno mówił, że poświęcił tego lata więcej czasu na treningi, jako że doskonale zdaje sobie on sprawę, że w tym wieku nawet lekka pobłażliwość może być potem dla organizmu znacznie cięższa do nadrobienia niż miało to miejsce w przeszłości.
Curry ma już na koncie dwie statuetki dla MVP (2015, 2016), ale jeśli tak dalej pójdzie, to może mieć spore szanse, aby wygrać po raz trzeci i zostać tym samym najstarszym MVP w dziejach ligi. — Jest jednym z najciężej pracujących zawodników, jakich widziała ta liga. Nie ma dla niego limitów. Może zmienić standardy gry na elitarnym poziomie do 40. roku życia. LeBron już to robi, a Steph idzie jego śladami — stwierdził nawet Klay Thompson.
Pochwał dla Curry’ego jak zwykle nie szczędzi też Steve Kerr, choć szkoleniowiec GSW coraz częściej ma trudności ze znalezieniem odpowiednich słów.— Możesz po prostu to podziwiać. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu mecze dzień po dniu w Houston i Nowym Orleanie, a on przejął oba te spotkania. Absolutnie może być MVP. W stu procentach — dodał Draymond Green i trudno się z nim nie zgodzić, szczególnie że Warriors znów są w czołówce tabeli Zachodu.
Rok temu zawodnicy kalifornijskiej drużyny mieli ogromne problemy, gdy Curry siadał na ławce, ale teraz za sprawą świetnej obrony oraz dobrej postawy Chrisa Paula (który mimo problemów z trójką fantastycznie rozgrywa i rozdaje kolejne asysty bez straty) tych kłopotów już w zasadzie nie ma, a to przekłada się na bardzo dobre na razie wyniki Wojowników w trwających rozgrywkach. To z kolei powinno pomóc Curry’emu, gdy wyścig o nagrodę MVP rozkręci się na dobre.