Dwight Howard ostatnio był widziany na parkietach NBA w sezonie 2021-22, gdy bronił barw Los Angeles Lakers. Od tamtej pory jednak w najlepszej lidze świata brakowało chętnych na jego usługi, więc 38-letni już podkoszowy musiał wybrać inną opcję i padło na Tajwan. Mimo wszystko ośmiokrotny All-Star wciąż jest chętny na powrót, o czym daje znać w mediach przy każdej możliwej okazji. Dwa dni temu został wyeliminowany z „Tańca z Gwiazdami”, więc stara śpiewka znów się rozpoczęła.
Tym razem na celowniku mistrza NBA z 2020 roku znalazła się ekipa Oklahoma City Thunder. Podopieczni Marka Daigneaulta to w tym sezonie dominatorzy Konferencji Zachodniej (bilans 10-2), jednak otrzymali ostatnio potężny cios, gdy złamania prawego talerza biodrowego doznał jeden z ich kluczowych zawodników, Chet Holmgren. To jednak tylko początek problemów OKC. 22-latek wróci na parkiet nie wcześniej niż za kilka miesięcy, natomiast wciąż poza grą są pozostali środkowi drużyny – Isaiah Hartenstein i Jaylin Williams. W panującym w tej drużynie deficycie graczy podkoszowych Dwight Howard upatruje swojej szansy, co wyraźnie dał do zrozumienia, będąc gościem podcastu Kevina Garnetta.
– OKC, wasz człowiek jest gotowy. Co się dzieje? Potrzebujecie centra, potrzebujecie weterana, kogoś kto wniesie do gry dodatkową energię. Ja też nie mam nic do roboty, ponieważ właśnie skończyłem z tańcem – poinformował. W dalszej części swojej wypowiedzi – standardowo – próbował przekonać wszystkich do swojego punktu widzenia, wręcz zapewniając, że z nim w składzie mistrzostwo jest murowane.
– Ja i AC, Alex Caruso, równa się mistrzostwo – już to kiedyś robiliśmy. Macie już w składzie supergwiazdę, potrzebujecie tylko kogoś sprawdzonego, kto trochę pogra w obronie. (…) Pojechałbym do OKC już teraz. Dajcie mi dwa lata, pozwólcie mi to dokończyć i zdobyć dla was mistrzostwo, a potem może jeszcze jedno – stwierdził.
W jednym aspekcie trzeba przyznać Howardowi rację. Rzeczywiście, gdy w 2020 roku zdobywał z Los Angeles Lakers mistrzostwo NBA, jednym z jego kolegów z drużyny był Alex Caruso. To by jednak było na tyle. Trudno przypuszczać, by w Thunder, nawet w obecnej sytuacji, potrzebowali kogoś, kto ewidentnie najlepsze lata ma już za sobą, mimo wciąż dobrej formy fizycznej. Gdyby Dwight rzeczywiście miał jeszcze coś do zaoferowania, wciąż grałby w najlepszej lidze świata a nie – z całym szacunkiem – lidze tajwańskiej. Ten pociąg już odjechał i chyba tylko on jeden nie zdaje sobie z tego sprawy.
Tym bardziej, że trener Daigneault znalazł sposób na to, by deficyt graczy podkoszowych nie wpływał aż tak na postawę jego drużyny. Na „piątce” postawił więc na mierzącego 196 centymetrów wzrostu skrzydłowego Jalena Williamsa, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Od momentu kontuzji Holmgrena popularny J-Dub notuje średnio 29,5 punktu, 7 zbiórek oraz 6,5 asysty. Właściwie jedyny problem jest w tym, że Thunder zdecydowanie przegrywają walkę o zbiórki, co w dalszej fazie sezonu może się okazać dla nich zgubne. Może więc jednak warto by było zastanowić się nad jakimś, nawet tymczasowym, rozwiązaniem?
Nawet jednak jeżeli w OKC zdecydują się na ściągnięcie dodatkowego wysokiego, nie będzie to Howard, a najpewniej Bismack Biyombo, który zna się już z drużyną, bowiem reprezentował jej barwy w zeszłym sezonie. Wystąpił łącznie w 10 meczach i może liczbowo nie zachwycał (1,8 punktu, 1,8 zbiórki i 0,3 bloku), to miał też pozytywny wpływ na szatnię, więc jako krótkoterminowa opcja – dlaczego nie? Wszystko okaże się już w najbliższym czasie, być może po meczu z Phoenix Suns, w którym pozbawieni nominalnych środkowych Thunder prawdopodobnie będą musieli znaleźć sposób na mierzącego 213 centymetrów Jusufa Nurkicia.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Wspieraj PROBASKET
