Szczera rozmowa dwójki liderów Golden State Warriors poskutkowała 43-punktowym występem 2-krotnego MVP. – Po prostu bądź sobą – stwierdził Kevin Durant. Uwolnił w ten sposób bestię i przyczynił się do jednej z największych porażek w historii Los Angeles Clippers. KD, może ostrożniej następnym razem?
Od początku sezonu wiele mówiło się o tym, że Stephen Curry jest poza swoim naturalnym rytmem. Powody fani zawodnika i Golden State Warriors obserwowali w trakcie kolejnych meczów, w których 2-krotny MVP musiał oddawać część parkietu na rzecz Kevina Duranta. Sytuacja się nie zmieni, bowiem liderzy GSW ciągle dysponują tylko jedną piłką i 48 minutami koszykówki. Ale zespół z Oakland znajduje coraz skuteczniejsze sposoby na to, by w swoim gwiazdorskim środowisku funkcjonować na pełnych obrotach.
Pojedynek z Los Angeles Clippers, w którym Steph rzucił 25 punktów w trzeciej kwarcie i 43 w całym meczu, był dla rozgrywającego podróżą w przeszłość. Jednym z bezpośrednich powodów takiej dyspozycji zawodnika okazał się Kevin Durant. Nowy gracz drużyny nie chciał, by Steph w jakimkolwiek stopniu się ograniczał. – Po prostu mu powiedziałem, by się o mnie nie martwił – przyznał skrzydłowy. – Graj swoją grę, a ja znajdę sposób, by się dopasować. Jesteś silnikiem tej drużyny i doskonale o tym wiem. Nigdy nie chciałem, by w zespole wszystko obracało się wokół mnie – dodał.
To była wiadomość, której najwyraźniej Curry oczekiwał. Mimo tego, że Steph, Klay Thompson i Draymond Green musieli poświęcić część swojej gry na rzecz Duranta, pomiędzy liderami Warriors od początku sezonu panuje dobra atmosfera. Zespół wygrywa, jest na szczycie zachodniej konferencji i jeśli pozostanie zdrowy aż do wielkiego finału – będzie stawiany w roli faworyta. Mimo to KD nie chce stawać na przeszkodzie zawodnikowi, który przez ostatnie dwa lata rozjeżdżał ligę swoim talentem.
– […] Gram w koszykówkę wystarczająco długo. Zawsze znajduję sposoby na zdobywanie punktów. Po prostu wyjdź i graj swoją koszykówkę. Dokładnie to zaczął robić – mówił dalej Durant. W meczu przeciwko Clippers oglądaliśmy Curry’ego, do którego przyzwyczailiśmy się w poprzednich dwóch sezonach. Zapierająca dech w piersiach powtarzalność, szaleństwo i skuteczność, która pozostawia nas myślących tylko o tym – jak on to do cholery robi? – Po prostu powiedział mi, że musi grać agresywniej – przyznał KD.
Panowie w ostatnim czasie złapali dobry kontakt i dużo ze sobą rozmawiają. – To buduje atmosferę i poczucie wsparcia – twierdzi Kevin. – Rozmowa na pewno nie zaszkodziła. Mam wystarczająco dużo własnej motywacji, ale spojrzenie na siebie z perspektywy kogoś innego jest pomocne. Zwłaszcza gdy jest to zawodnik, który podobnie jak ja wiele tej grze poświęcił – przyznał Curry. Obaj panowie starają się wydobyć z siebie maksimum możliwości. Na sprawdzian tego, co zbudowali muszą jeszcze poczekać.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET