Draymond Green, czterokrotny mistrz NBA i ikona Golden State Warriors, znalazł się w ogniu krytyki ze strony byłej „jedynki” draftu i doświadczonego silnego skrzydłowego, Kenyona Martina. W eskalującej słownej wojnie 47-latek, który w najlepszej lidze świata spędził półtorej dekady, nie tylko podważył koszykarskie umiejętności Greena, ale także opublikował listę blisko 50 (!) zawodników grających na pozycji numer cztery, których uważa za lepszych od obrońcy roku 2017.
Napięcie między Kenyonem Martinem a Draymondem Greenem zaczęło się już jakiś czas temu, gdy w podcaście „On The Rocks” ten pierwszy skrytykował drugiego, nawiązując do sytuacji, w której koszykarz Golden State Warriors miał spięcie z jednym z kibiców nazywającym go per „Angel Reese”. Zarzut? Podobnie jak w przypadku jednej z najbardziej kontrowersyjnych zawodniczek WNBA poszło o to, że Dray nie próbował rzucać, skupiając się tylko na zbiórkach. Krewki 35-latek dał znać fanowi basketu, co sądzi o jego opinii.
– Mam czwórkę dzieci, a jedno w drodze. Nie można mnie nazywać kobietą. Na szczęście ucichł, więc wszystko w porządku – skomentował zaistniałą wówczas sytuację czterokrotny mistrz NBA.
To również wtedy furorę w sieci zrobiła wypowiedź All-Stara z roku 2004. Były gracz przede wszystkim New Jersey Nets i Denver Nuggets podał w wątpliwość kreowany przez młodszego kolegę po fachu wizerunek ligowego twardziela, mówiąc: – Myślę, że to, co robi Draymond, jest zaplanowane. On nie zrobi nic komuś, kto mógłby mu oddać.
Rzecz jasna, skrzydłowy GSW nie mógł zostawić tego bez odpowiedzi. W swoim podcaście wyraźnie starał się wbić szpilkę również pochodzącemu z Saginaw w stanie Michigan Martinowi, kwestionując całą jego karierę i sugerując, że chociaż został wybrany jako „jedynka” swojego rocznika naboru, to jednak nigdy „nie spełnił oczekiwań”.
– Te ciągłe przytyki są dla mnie trochę zagadkowe, bo nie bardzo wiem, skąd się wzięły. Można by pomyśleć, że ktoś, kto był numerem 1 draftu, a nie miał kariery takiej jak ja – mówię o tytule obrońcy roku albo dziewięciu wyborach do All-Defensive Team, które ja mam, a on ma zero? I tylko jeden występ w Meczu Gwiazd? Nie powinien aż tak strzelać w moją stronę – stwierdził 35-latek.
– Po prostu nie rozumiem, jak możesz cały czas uderzać we mnie, skoro ty nie spełniłeś oczekiwań. Te przytyki są dla mnie trochę zdumiewające… Bo nawet gdybym dziś zawiesił buty na kołku, moja kariera i tak byłaby lepsza, znacznie bardziej wpływowa… Musisz mieć trochę lepsze CV, żeby ciągle we mnie uderzać – dodał, wyraźnie odnosząc się do adwersarza.
Jeśli ktoś myślał, że na tym się skończy – nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie – napięcie pomiędzy tą dwójką weszło na nowy poziom wręcz publicznej konfrontacji. 47-latek w długiej, pewnej siebie wypowiedzi na Instagram Live wygłosił odpowiedź, która wywołała poruszenie wśród fanów nie tylko Draymonda czy Golden State, ale i koszykówki w ogóle.
– Człowieku, Draymond Green nazwał mnie niespełnionym talentem? Przyszedłem do ligi jako jedynka draftu w 2000 roku i zaprowadziłem Nets do Finałów dwa lata z rzędu – zaczął były koszykarz.
Chociaż Martin został przedstawiony jako zawodnik, który „nie spełnił oczekiwań”, taka ocena bardziej służy retorycznej kontrze ze strony Draya niż w pełni oddaje rzeczywistość. Zgoda – popularny K-Mart nigdy nie był typem gwiazdy, ale jednym z najlepszych defensorów i koszykarskich twardzieli swojego pokolenia – już tak. W dodatku warto pamiętać, że jego potencjał ofensywny ograniczyła ciężka kontuzja odniesiona jeszcze w czasach studenckich.
Mimo to skrzydłowy potrafił wejść na poziom zapewniający mu udział w Meczu Gwiazd (w tamtym sezonie notował średnio 16,7 punktu, 9,5 zbiórki, 2,5 asysty, 1,5 przechwytu i 1,3 bloku na mecz), dwukrotny awans z drużyną do Finałów NBA i kluczową rolę w mocnych zespołach Nets i Nuggets. Nawet jeśli po spędzonym w lidze chińskiej okresie lockoutu z 2011 roku kariera doświadczonego skrzydłowego staczała się już tylko po równi pochyłej, to jednak nikt nie spędza w najlepszej koszykarskiej lidze świata 15 lat za przysłowiowe piękne oczy.
Wracając jednak do samej wypowiedzi Kenyona, emerytowany skrzydłowy bez ogródek i gryzienia się w język stwierdził, że potrafiłby wymienić 200 graczy lepszych od Greena. Dla uproszczenia powiedział, że zawęził listę tylko do zawodników, grających na tej samej pozycji co oni dwaj – silnych skrzydłowych. Nawet wtedy zestawienie liczyło aż 44 nazwiska, a zdaniem Martina każdy z nich pod względem stricte umiejętności koszykarskich miał/ma więcej do zaoferowania niż Dray.
– Ludzie, którzy naprawdę dobrze grają w koszykówkę, tak kompleksowo, robią więcej niż tylko zdobywanie punktów. Po prostu lepiej grają w koszykówkę. Ich umiejętności są takie, że naprawdę są dobrzy. Więc przejdźmy do tej listy… próbowałem, miałem ją skrócić, ale wtedy włączyła się moja koszykarska wiedza, jeśli można tak to ująć, i tak to teraz wygląda – stwierdził 47-latek.
Nie ma sensu wymieniać wszystkich nazwisk, ale na liście znalazły się przede wszystkim nazwiska byłych i aktualnych gwiazd ligi, jak Giannis Antetokounmpo, Anthony Davis, Dirk Nowitzki, Kevin Garnett i Tim Duncan. Swoje miejsce w zestawieniu znaleźli też Chris Webber, Chris Bosh, Pau Gasol, Elton Brand, Zach Randolph, Blake Griffin, Kevin Love czy nawet zawodnicy z minionych dekad pokroju Toma Chambersa.
Co ciekawe, autor zestawienia dał do zrozumienia, że „trochę dla żartu” dodał do niego także Popeye’a Jonesa, Bo Outlawa i Reggiego Evansa. Dlaczego, skoro są to nazwiska niekoniecznie znane dzisiejszym sympatykom NBA? Jak sam powiedział: – Po prostu dlatego, że podoba mi się to, co robili dla swoich drużyn.
Podsumowując swoją listę, Martin zdecydował się także powiedzieć, kogo na niej zabrakło i pozwalając sobie na kolejny moment uszczypliwości: – I zgadnij, kogo nie wymieniłem? Mnie. Iu z tych graczy spotkałeś u szczytu ich formy lub w ogóle? Ja natomiast grałem przeciwko wielu z nich i wciąż utrzymałem się na poziomie, nie tylko podając piłkę czy zastawiając się. Robiłem to wszystko, co ta gra obejmuje, i robiłem to dobrze przez długi czas.
Czy powyższy występ K-Marta okaże się powodem do eskalacji konfliktu? Na pewno nie można tego wykluczyć, chociaż sam zainteresowany dał do zrozumienia, że nie zależy mu na dalszych słownych przepychankach. Wręcz przeciwnie – zaproponował Greenowi spotkanie w cztery oczy, w atmosferze relaksu.
– Usiądźmy i porozmawiajmy o koszykówce. Wiem, że lubisz czerwone wino, ja też. Więc usiądźmy, napijmy się czerwonego wina i porozmawiajmy o koszykówce – zaapelował, co jak na razie pozostało bez odpowiedzi.
Choć ta słowna wymiana zdań między przyciąga uwagę fanów i mediów, w gruncie rzeczy chodzi tu o coś więcej niż tylko lista nazwisk. To starcie dwóch zawodników, którzy wychowali się w tej samej miejscowości, a każdy z nich szczyci się twardością i własnym spojrzeniem na koszykówkę. Niezależnie od tego, kto ma rację, spór pokazuje, jak mocno osobiste doświadczenia i poczucie szacunku wpływają na postrzeganie kariery i talentu w NBA – i że czasami piłka wcale nie jest najważniejsza.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










