Stało się. Po trwającej 16 lat karierze naznaczonej licznymi zdrowotnymi perypetiami Derrick Rose postanowił ostatecznie zawiesić buty na kołku. Najmłodszy MVP w historii ligi do niedawna był zawodnikiem Memphis Grizzlies, lecz wydawało się, że przed podjęciem ostatecznej decyzji będzie chciał wrócić do Chicago Bulls, gdzie spędził najlepsze lata. Niestety, nie będzie mu to dane. Powód? Standardowy – bezduszna biurokracja.
Choć Derrick Rose reprezentował barwy aż sześciu różnych drużyn, większość fanów zapamięta go z pobytu w Chicago Bulls, gdzie spędził aż osiem swoich pierwszych sezonów w najlepszej lidze świata. To właśnie ekipa z Wietrznego Miasta wybrała utalentowanego obrońcę z pierwszym numerem draftu w 2008 roku. D-Rose szybko dorobił się statusu potencjalnego następcy samego Michaela Jordana, już na start zdobywając tytuł debiutanta roku, a niedługo potem – w swoim trzecim roku w NBA – nagrodę dla ligowego MVP. Wydawało się, że ten chłopak wkrótce będzie miał koszykarski świat u swoich stóp. Wszyscy wiemy jak to się skończyło.
Jak pisał już w tym miejscu Piotr, w czwartek 35-letni koszykarz zdecydował, że nie chce dalej rozmieniać się na drobne i podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery. W większości przypadków, gdy sportowiec o statusie ikony przechodzi na emeryturę, podpisuje symboliczny, zazwyczaj jednodniowy kontrakt z drużyną, z którą jest najbardziej kojarzony. Takie sytuacje to chleb powszedni na przykład w ligach NFL i MLB, ale i w NBA zdarzały się takie przypadki, by wspomnieć chociażby Paula Pierce’a z Boston Celtics.
Niestety, Rose’owi nie będzie dane związanie się z Bykami nawet na jeden dzień. Według K.C. Johnsona z The Chicago Sports Network obie strony byłyby potencjalnie zainteresowane takim rozwiązaniem, jednak na przeszkodzie stanęły nieubłagane ligowe zasady. Wprawdzie Memphis Grizzlies oficjalnie zwolnili Derricka, a jego umowa została wykupiona, potencjalny transfer jest niemożliwy ze względu na to, że w Chicago osiągnęli już maksymalną liczbę kontraktów dozwoloną na okres offseason, co uniemożliwia ściągnięcie nowego zawodnika.
– Bulls osiągnęli już w tym offseason maksymalną dozwoloną liczbę 21 kontraktów, więc symboliczne podpisanie jednodniowego kontraktu nie będzie na tę chwilę możliwe. Należy się jednak spodziewać, że Bulls znajdą inny sposób na uhonorowanie D-Rose’a. Miałoby to sens szczególnie w dniu, w którym do Chicago zawitają Tom Thibodeau i jego Knicks – poinformował Johnson.
Pewnym światełkiem w tunelu zdaje się być użyty przez dziennikarza zwrot „na tę chwilę”, co może oznaczać powrót do tematu w przyszłości. Pytanie tylko czy zasady NBA nie są pod tym względem zbyt bezduszne? Wydaje się, że w pewnych, ściśle określonych przypadkach można by było pomyśleć o nagięciu ich, gdyż taki zawodnik jak Rose definitywnie zasługuje na odpowiednie docenienie. Nawet, jeśli z powodów zdrowotnych nigdy nie zbliżył się do pełni swojego potencjału.
Czegokolwiek nie przyniesie przyszłość, Derrick już na zawsze zostanie zapamiętany jako jedno z największych „co by było, gdyby…?” w historii ligi. Po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego w pierwszej rundzie play-offów w 2012 roku nigdy już nie powrócił do wcześniejszej dyspozycji, a późniejsze, liczne problemy zdrowotne tylko utrudniały sprawę. Po ośmiu sezonach w Chicago właściwie już nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca, choć grał jeszcze dla pięciu innych drużyn. Jego licznik stanął na 723 występach, w których osiągał średnio 17,4 punktu, 3,2 zbiórki oraz 5,2 asysty. Raczej nie należy się spodziewać, że wzorem naszego Wojtka Szczęsnego zmieni zdanie i przerwie emeryturę, ale… historia sportu nie takie scenariusze już pisała.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.