Dzień przed trzecim meczem finałów NBA, Tyrese Haliburton opowiedział o presji, jaka towarzyszy sukcesowi. W rozmowie z Maliką Andrews, gwiazdor Indiana Pacers wyjaśnił popularny trend dyskredytowania swojej drużyny i nazywania ich outsiderami przez większość play-offów.
Tyrese Haliburton wysłał wiadomość niedowiarkom przed kolejnym meczem finałów NBA. – Gdy odnosisz sukces, ludzie zawsze znajdą powód, aby cię zdyskredytować – powiedział lider Indiana Pacers. – Tak to naprawdę wygląda. Sposób, w jaki czasami mówi się o naszym sporcie, nawet przez osoby zajmujące wysokie stanowiska, nie zawsze jest korzystny dla kogokolwiek. Po prostu myślę, że tak to czasami wygląda – dodał.
– Dla nas chodzi o kontrolowanie tego, co możemy kontrolować – kontynuuje. –Pod koniec dnia nie ma znaczenia, co ludzie mają do powiedzenia na ten temat. Jesteśmy o trzy zwycięstwa od mistrzostwa NBA, a to jest najważniejsza rzecz. Czas leci, a my po prostu staramy się cieszyć tym, gdzie jesteśmy, cieszyć się tym, gdzie dotarliśmy – zaznacza.
Indiana Pacers sprawili ogromną niespodziankę, docierając do finałów NBA, gdyż wielu ekspertów nie zakładało, że podopieczni Ricka Carlisle zajdą aż tak daleko. Pacers nie byli przewidywani jako najlepszy zespół na Wschodzie, nawet po pozyskaniu Pascala Siakama.
Pacers z bilansem 50-32 zajęli czwarte miejsce w Konferencji Wschodniej po rundzie zasadniczej. Przed rozpoczęciem play-offów wśród głównych kandydatów do finałów na Wschodzie wymieniano zespół z Bostonu, Cleveland i Nowego Jorku. Pacers byli dopiero w następnej kolejności. Mimo to klub z Indianapolis pokazał wielką klasę i pokonał kolejno Milwaukee Bucks (4-1), Cleveland Cavaliers (4-1) i po raz drugi z rzędu awansowali do finałów Konferencji Wschodniej.
W przedostatnim etapie play-offów Pacers wygrali z New York Knicks (4-2) i po raz pierwszy od 25 awansowali do finałów NBA. Z Haliburtonem na czele, Indiana udowodniła, że wszyscy sceptycy się mylą i Pacers domagają się szacunku nawet od swoich najbardziej zagorzałych przeciwników.