Gdyby za pięć lat od tego dnia Stephen Curry miał już na swoim koncie kilka tytułów mistrzowskich, a era dominujących Golden State Warriors z różnych przyczyn dobiegała końca, to czy jego powrót w rodzinne strony byłby niespodzianką? A może taki scenariusz zdarzyłby się wcześniej?
Stephen Curry wychowywał się w Charlotte, gdy jego ojciec – Dell Curry grał dla miejscowych Hornets. Przy okazji Steph wyrósł na wielkiego fana lokalnych Panthers – drużyny z ligi futbolowej. Rozgrywający Golden State Warriors wielokrotnie podkreślał, że Karolina Północna to dla niego wyjątkowe miejsce i uwielbia tam wracać. Jednak swój koszykarski dom znalazł w Oakland i czuje się tam na tyle dobrze, że nawet nie przeszło mu przez głowę, by cokolwiek w swoim życiu zmieniać.
Porażkę z Cleveland Cavaliers w ostatnich finałach rozgrywający potraktował jako dodatkową motywację. W międzyczasie nowe rozgrywki przyniosły dla Curry’ego zmianę krajobrazu. Nie rzuca tak dużo, nie ma tak często piłki w rękach i na pewno nie czuje na sobie takiej presji. Mimo to nadal gra na swoim ekstremalnie wysokim poziomie notując średnio 26,6 punktu, 5,9 asysty, 4,1 zbiórki i 1,4 przechwytu trafiając 49,4 FG% oraz 42,1 3PT%. – Nawet bez piłki jestem w stanie pomóc, ponieważ zwracam wiele uwagi obrony – mówi.
W sezonie 2016/2017 Curry gra za 12 milionów dolarów. To efekt umowy podpisanej przed sezonem 2013/2014. Wówczas Warriors martwili się o stan kostek zawodnika i nie chcieli poświęcać kapitału, gdyby okazało się, że problemy Stepha są tak poważne, że koniec końców nie będzie w stanie pomóc drużynie walczyć o mistrzostwo. Zawodnik zadbał o to, by urazy się nie odnawiały i szybko wyrósł na lidera z prawdziwego zdarzenia – MVP. Zatem za rok Curry trafi na rynek wolnych graczy i wszystko wskazuje na to, że podpisze z GSW 5-letnie przedłużenie kontraktu za około 165 milionów dolarów.
Jak natomiast sam zapatruję się na swoją wolną agenturę? – Jeżeli sytuacja będzie się dobrze rozwijała, to bardzo chciałbym nadal grać w tym miejscu – mówi. Jeden z dziennikarzy postanowił spytać otwarcie – czy rozważyłbyś przenosiny do Charlotte już w 2017? Curry nie chciał zamykać żadnych furtek i krótko stwierdził – Nie wiem… Oczywiście jestem silnie związany z miastem i fajnie byłoby tam zagrać. Na razie jednak ciężko powiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja latem przyszłego roku – kończy.
Mimo wszystko nie spodziewajmy się niespodzianki. W Oakland musieliby postradać rozum, gdyby pozwolili Curry’emu choćby przez chwilę zastanowić się nad ewentualną ofertą Szerszeni. Poza tym jest także druga strona medalu. Obecnie ekipa z Karolincy Północnej ma na pozycji numer jeden Kembę Walkera, który spisuje się świetnie w swojej roli. Walker niezastrzeżonym wolnym agentem zostanie dopiero w 2019.
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET