Atlanta Hawks rozpoczęli sezon od bilansu 2–3 z Trae Youngiem w składzie. 29 października rozgrywający Jastrzębi doznał kontuzji skręcenia prawego więzadła w kolanie w meczu przeciwko Brooklyn Nets. Jego absencja zmieniła dynamikę całej drużyny. Od tamtego momentu Hawks wygrali 12 meczów, a osiem przegrali. Z bilansem 14–11 zajmują 9. miejsce na Wschodzie (taki sam bilans mają też drużyny z 7. i 8. miejsca). Hawks notują solidny wskaźnik net rating na poziomie +3. Nie potrzeba jednak zaawansowanych statystyk, aby stwierdzić, że gra wyższym składem przynosi efekty, bo grają bardziej zespołowo i zdecydowanie agresywniej w obronie, a to przekłada się potem na skuteczny atak. Statystyki tylko potwierdzają tę obserwację.
Defensywa na zupełnie nowym poziomie
Z Youngiem na parkiecie Hawks notowali defensywny rating na poziomie 119 punktów traconych na 100 posiadań. To wartość typowa dla drużyn z dolnej części tabeli. Bez niego wskaźnik spadł do okolic 114, a całkowity defensywny rating zespołu wynosi obecnie 113,1, co daje 7. miejsce w NBA. To ogromna poprawa w porównaniu z ostatnimi sezonami, w których Hawks funkcjonowali w przedziale 116–119 punktów traconych na 100 posiadań.
Jednocześnie Young miał bardzo trudny początek sezonu: średnie 17,8 punktu i 7,8 asysty przy zaledwie 37% skuteczności z gry i niespełna 20% za trzy są dalekie od jego dotychczasowych średnich: 25,2 punktu i 9,8 asysty przy ponad 35% zza łuku w karierze. Nic dziwnego, że pojawia się pytanie, czy Hawks nie grają lepiej bez swojego lidera?
Odpowiedź wymaga jednak spojrzenia na zmiany w stylu gry i rolach poszczególnych zawodników.
Nowa tożsamość defensywna
Najbardziej znaczący zwrot dotyczy obrony. Różnica między minutami z Youngiem, a tymi bez niego to około 5–6 punktów na 100 posiadań. To różnica jak między obroną drużyny z drugiej połowy tabeli, a zespołem z czołowej dziesiątki NBA.
To także efekt dobrania składu. Trener Quin Snyder dysponuje zestawem graczy idealnie pasujących do jego filozofii. Dyson Daniels, finalista nagrody dla najlepszego obrońcy i zwycięzca Most Improved Player (gracz, który zrobił największy postęp) z poprzedniego sezonu już wcześniej był jednym z najlepszych obrońców w NBA. Obecnie notuje średnio 10,7 punktu, 6,2 zbiórki i 5,9 asysty przy skuteczności 48,7%, wciąż będąc zawodnikiem siejącym chaos na obwodzie.
Obok niego Nickeil Alexander–Walker, który latem przyszedł z Timberwolves, wyrósł z solidnego zadaniowca na gracza pierwszej piątki. Jego średnie są imponujące: 20,8 punktu, 46,8% z gry, 39,7% za trzy oraz to co trzeba zobaczyć gołym okiem, a więc agresja i zaangażowanie w obronie. To dzięki niemu Hawks częściej wymuszają trudniejsze rzuty rywali.
Zmienił się też zestaw graczy podkoszowych. Po latach słabości w gry pick&roll obecność Kristapsa Porzingisa diametralnie poprawiła ich funkcjonowanie. Łotysz daje 19,2 punktu, 5,6 zbiórki i 3,1 asysty, ale przede wszystkim chroni strefę podkoszową (ma 1,6 bloku na mecz) i rozciąga grę w ataku (36,4% zza łuku). Z takim zawodnikiem Hawks mogą grać dużym składem bez kompromisów w ataku.
W połączeniu z Danielsem, Alexander–Walkerem i Jalenem Johnsonem Atlanta stała się drużyną zdolną do przekazywania w obronie, agresywnych podwojeń i skutecznych rotacji przy jednoczesnym zabezpieczeniu obręczy. I nic dziwnego, że te schematy wyglądają lepiej, kiedy rywale nie mogą regularnie ustawiać swojego ataku przeciwko niskiemu i słabemu fizycznie Youngowi.
Jalen Johnson nową gwiazdą?
Drugim fundamentem obecnej formy Hawks jest eksplozja talentu Jalena Johnsona. Bez Younga ten 23-latek notuje statystyki na poziomie gwiazdy ligi: 23,7 punktu, 11,2 zbiórki i 8,5 asysty przy skuteczności ponad 43% za trzy. W ostatnich dziesięciu meczach poprawił je do 24,9 punktu, 11,3 zbiórki i 9,2 asysty przy jeszcze lepszej skuteczności rzutów (49% z gry i 43% za trzy). Jego linijka 21-18-16 z meczu przeciwko Denver Nuggets była imponująca. Triple-double zanotował już w pierwszej połowie, a to bardzo rzadka sytuacja w NBA.
Warto dodać, że Jalen Johnson gra już piąty rok w NBA i wszystkie w Atlancie, która wybrała go z 20. numerem draftu.
Tak wyglądają jego statystyki w karierze. W dwóch pierwszych sezonach prawie w ogóle nie grał. Potem jednak dostał szansę, którą wykorzystał i dziś możemy podziwiać jego niesamowite występy.

Wcześniej to Young był centralną postacią ofensywy Hawks, lecz jego nieobecność sprawiła, że Johnson przejął odpowiedzialność za grę drużyny. Dzięki jego świetnej grze ofensywa Jastrzębi wcale się nie pogorszyła. Utrzymała swoją średnią 117,5 punktu na mecz.
To właśnie wszechstronność Johnsona, jego wzrost, siła i defensywa sprawiły, że pytanie o to, czy Hawks są lepsi bez Younga stało się zasadne.
Spójność i dopasowanie składu
Ostatnim elementem układanki jest dopasowanie poszczególnych graczy. W ustawieniu bez Younga piłka lepiej krąży po obwodzie, Alexander–Walker gra wydajniej i popełnia błędów, Daniels skupia się na defensywie i nie forsuje akcji w ataku, a Johnson stał się kreatorem, który jednak potrafi ustąpić miejsca Porzingisowi. Hawks grają szybciej, dzielą się piłką i lepiej rzucają.
Statystyki to potwierdzają:
Bez Younga: 118,5 punktu, prawie 50% z gry i 38% za trzy.
Z Youngiem: 113,8 punktu, 45,9% z gry i 34,5% za trzy.
Jest to kwestia lepszej równowagi, czytelniejszej struktury. Zawodnicy dzielą się piłką, grają szybko i zespołowo. Nie przetrzymują piłki jak Young i nie rzucają z bardzo daleka jak on. Do tego też warto dodać brak problemów w defensywie. Z Youngiem zawsze trzeba było tak ustawiać krycie, aby „łatać dziurę” jaką robi jego obecność. Zawsze ktoś musiał pomagać. Pozostali gracze nie mogli się skupić na swoich graczach, musieli myśleć o pomocy swojemu rozgrywającemu.
To nie wpływało dobrze na zespół. Poza tym trenerzy lubią mówić, że atak wychodzi z obrony, czyli jeśli dobrze broniłeś, to masz szansę na łatwiejszą pozycję, łatwiejszą okoliczność do zdobycia punktów w ataku.
Nic więc dziwnego, że coraz głośniej mówi się o tym, że Hawks Younga po prostu nie potrzebują. Że lepiej radzą sobie bez niego, więc po co mieliby z nim przedłużać umowę, jeśli mogą oprzeć grę na zawodnikach, którzy są w obecnym składzie Atlanty?
Co dalej?
Na pewno w biurze zarządu Hawks trwają dyskusje na temat przyszłości Younga. Trae to w końcu gwiazda NBA, która cztery razy grała w Meczu Gwiazd.
Dla Younga to ósmy sezon w NBA. Jego fani często przypominają jaką Hawks sprawili niespodziankę w 2021 roku, kiedy doszli aż do finału konferencji Wschodniej. Najpierw wygrali z Knicks (4:1), a potem Sixers (4:3) i przegrali dopiero z Milwaukee Bucks (1:4), którzy sięgnęli wtedy po mistrzostwo.
Wtedy też Young podpisał kontrakt – 173mln dol. za pięć lat gry. To było jednak cztery lata temu. Później Hawks dwa razy odpadali w pierwszej rundzie, a w ostatnich dwóch sezonach nawet nie awansowali do play-offów.
Kontrakt Younga obowiązuje jeszcze w tym sezonie (46mln), a na przyszły ma tak zwaną „opcję zawodnika” o wartości 49mln dolarów. To oznacza, że to gracz decyduje, czy zostaje w danym klubie na jeszcze jeden sezon i wykorzystuje ten zapis w kontrakcie, czy wchodzi na wolny rynek.
Atlanta mogłaby Youngowi już teraz zaproponować przedłużenie umowy – aby zrezygnował z „opcji” i podpisał kilkuletnią umowę dużo korzystniejszą. Jak widać jednak nie chcą tego zrobić i nie zrobili wcześniej, bo mają wątpliwości czy chcą wokół niego budować swój zespół.
Niektórzy mogą pomyśleć, że to szaleństwo nie chcieć gracza, który daje średnio 25 punktów i ma 10 asyst na mecz, ale w NBA oceniają wiele aspektów i w tym przypadku ważniejsze może okazać się to jak zespół funkcjonuje bez niego.
Problem jest też taki, że Young ma już 27 lat i może oczekiwać bardzo wysokiego kontraktu, co też na pewno daje do myślenia władzom klubu, kiedy widzą jak grają i ile zarabiają pozostali zawodnicy. Poza tym mają jeszcze w składzie 1 numer draftu z 2024 roku. Francuz Zaccharie Risacher ma dopiero 20 lat i Hawks widzą w nim potencjał. Oprócz tego Atlanta otrzyma przyszłoroczny wybór w drafcie New Orleans Pelicans, a ten może się okazać bardzo wysoki. To dodatkowo stawia pod znakiem zapytania ich chęć do dalszej współpracy z Youngiem, kiedy będą mogli wybrać w drafcie młodego i perspektywicznego zawodnika (a przyszłoroczny draft ma być podobno bardzo dobry).
Teoretycznie Young mógłby się zgodzić na mniejszą kwotę nowego kontraktu, aby zostać w Hawks, ale to jest scenariusz mało prawdopodobny. Trudno jest wyobrazić sobie zawodnika, który z pozycji lidera w wieku 27 lat zgadza się na mniejsze pieniądze, bo to oznaczałoby też zmianę jego pozycji w zespole.
Myślę, że w tej sytuacji Hawks nie będzie chodziło o pieniądze, ale o decyzję czy Young ma być dalej ich liderem i to wokół niego powinni budować zespół, czy zamykną ten rozdział i otworzą nowy bez niego? To się w zasadzie zadziało samo z powodu kontuzji Younga. Jakakolwiek próba zmiany jego roli z lidera na trzecią czy czwartą opcję skazana jest na niepowodzenie i Hawks na pewno o tym wiedzą.
Najbardziej prawdopodobnym więc scenariuszem na najbliższe tygodnie jest transfer Trae’a Younga jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego, a więc przed 5 lutego. Dokąd? Do zespołu, który uzna, że chce z nim przedłużyć umowę i wokół niego budować swój zespół w kolejnych latach. Biorąc jednak pod uwagę jego dotychczasowe osiągnięcia i ograniczenia (zwłaszcza w defensywie), to będzie to raczej drużyna, która nie walczy obecnie o najwyższe cele, ale chce się wyrwać z dołu tabeli i w końcu powalczyć o play-offy.
Jeśli uznałeś ten tekst za wartościowy, to zachęcam do przeczytania mojego artykułu na temat Chrisa Paula – dlaczego jest nadal zawodnikiem Clippers oraz do posłuchania najnowszego odcinka podcastu PROBASKET.










