Golden State Warriors wyrównali stan finałowej rywalizacji, co oznacza, że odzyskali przewagę własnego parkietu, bowiem na mecz numer pięć wracają do siebie i gdy potrzebny będzie siódmy – znów zagrają na własnym parkiecie. Stephen Curry uważa, że to była wielka noc całego zespołu z San Francisco.
– Nasz zespół był naprawdę podpalony na ten mecz. W trakcie ostatnich 48 godzin wiele rozmawialiśmy na temat tego, jak wrócimy do tej rywalizacji – zaczął. – W końcu udało nam się poprawić czwartą kwartę i kilka razy ich [Celtics] zatrzymać. Nadal jednak uważam, że mogliśmy zagrać odrobinę lepiej. Wygraliśmy na wyjeździe i odzyskaliśmy przewagę parkietu, co jest bardzo ważne dla tej grupy – dodał Steph. W serii obserwujemy ciekawy trend, bowiem to Golden State Warriors wygrywają kwarty numer trzy, z kolei do Boston Celtics należały dotąd kwarty numer cztery.
Główną różnicę zrobił rzecz jasna Steph. W całym meczu trafił siedem rzutów za trzy, kilka z nich w kluczowych momentach. – Grałem w finałach już sześć razy, więc mam sporo doświadczenia. Jestem pewny siebie i wiem, na co mnie stać. Muszę wytrzymać [z powodu kontuzji kostki] i grać swoje. Jestem wdzięczny całemu zespołowi, bo dzisiaj zagraliśmy twardo i z poświęceniem. Lepiej zaczęliśmy i dzięki temu cały czas byliśmy w tym meczu. […] Doskonale wiemy, jak ważny to był dla nas mecz, zupełnie jak starcie numer dwa – kontynuował.
Warto przypomnieć, że lider Warriors w meczu numer trzy miał sporo szczęścia, gdy na jego nogi spadł całym ciężarem ciała Al Horford. Ostatecznie nie doszło do poważnego urazu, ale sytuacja wyglądała podobnie do tej z marca, gdy w nogi Stepha wpadł Marcus Smart. Wówczas Curry doznał kontuzji stopy i musiał pauzować przez kilka tygodni. – Cieszę się, że uniknąłem poważniejszej kontuzji i mogę nadal w tej serii grać. Po dzisiejszym zwycięstwie ten prawie 6-godzinny lot [do San Francisco] na pewno zniesiemy lepiej – skończył.
Poprzedniej nocy był absolutnie zjawiskowy. To on niesie drużynę na własnych barkach i trudno sobie wyobrazić, by Warriors mieli jakąkolwiek szansę na rywalizację z dobrze zorganizowanymi Boston Celtics, gdyby nie indywidualne popisy Curry’ego. Ten w 19 meczach fazy play-off notuje na swoje konto średnio 26,8 punktu, 4,9 zbiórki i 5,8 asysty trafiając 45,6 FG% oraz 40% za trzy. Można odnieść wrażenie, że głównym zadaniem postawionym przed Celtics będzie to, jak w meczu numer pięć ograniczyć jego produktywność.