Były środkowy NBA kontynuuje swoją karierę w Portoryko. Niegdyś był jednym z najlepszych wysokich w NBA, ale problemy z kontuzjami, krnąbrny charakter oraz zmiana charakterystyki centrów spowodowała, że swoje miejsce w najlepszej lidze świata stracił. Mimo to uważa, że Sacramento Kings powinni go uhonorować za zasługi dla Klubu.
DeMarcus Cousins nie grał dla Sacramento Kings od ponad siedmiu lat, ale były uczestnik Meczu Gwiazd wciąż uważa, że zostawił po sobie dziedzictwo warte uhonorowania. W niedawnym wywiadzie Cousins przedstawił swoje argumenty za tym, by jego koszulka została zastrzeżona przez klub, wskazując na swoje osiągnięcia i wpływ, jaki miał w jednym z najtrudniejszych okresów w historii Kings. – To było coś, czego naprawdę chciałem i do czego dążyłem, dlatego starałem się dawać z siebie wszystko każdej nocy. Jeśli chodzi o osiągnięcia, uważam, że zrobiłem wszystko, co trzeba, nosząc tę koszulkę – powiedział Cousins.
– Mecze Gwiazd, wybory do All-NBA, statystyki, złote medale. Włożyłem w to mnóstwo pracy. Myślę, że zasłużyłem na swoje miejsce – dodaje. Kings zastrzegli dotąd 11 numerów, oddając hołd takim legendom jak Nate Archibald, Chris Webber, Vlade Divac czy Mitch Richmond. Na razie Cousins nie dołączył do tego elitarnego grona, ale sam uważa, że zrobił wystarczająco dużo, by zasłużyć na to wyróżnienie. – To kwestia polityczna, ale jeśli chodzi o wykonaną pracę, to myślę, że zrobiłem wszystko, co trzeba, by znaleźć się tam, pod sufitem hali, obok innych – mówi dalej.
34-letni Cousins oficjalnie zakończył karierę w NBA w lutym 2024 roku, po 11 sezonach gry. Swój ostatni mecz dla Kings rozegrał w 2017 roku, zanim został wytransferowany do New Orleans Pelicans, a później doznał poważnej kontuzji ścięgna Achillesa. Mimo późniejszych występów dla Pelicans, Golden State Warriors, Houston Rockets, Los Angeles Clippers, Milwaukee Bucks i Denver Nuggets, Cousins zostanie zapamiętany przede wszystkim jako zawodnik Kings. Przez siedem sezonów w Sacramento notował średnio 21,1 punktu, 10,8 zbiórki i trzy asysty na mecz, trafiając 45,9% rzutów z gry.
Bez cienia wątpliwości pomógł drużynie nabrać charakteru, ale nigdy nie uczynił jej na tyle konkurencyjną, by włączyć się do walki ze ścisłą czołówką Zachodniej Konferencji. W całym okresie spędzonym w Sacramento ani razu nie awansował do play-offów, a drużyna wygrywała tylko 36,6% meczów (bilans 172–298). Nie trudno jest uargumentować, dlaczego DMC powinien zostać wyróżniony jednym z najwyższych zaszczytów w lidze. Z drugiej strony – za jego grą nigdy nie szedł sukces sportowy, co może być kością niezgody wśród tych, którzy o jego ewentualnym zastrzeżeniu będą decydować.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET