Wydawać by się mogło, że murowanymi faworytami do gry w Finałach Wschodu są Boston Celtics i Cleveland Cavaliers. Pierwsi to obrońcy tytułu, natomiast drudzy legitymowali się najlepszym bilansem w swojej konferencji (64-18). Los chciał jednak inaczej i na chwilę obecną obie z wymienionych ekip zgodnie przegrywają swoje serie po 0-2. Większą niespodzianką wydaje się jednak postawa Indiana Pacers.



Żeby nie było, podopieczni Ricka Carlisle’a sroce spod ogona nie wypadli. Młoda drużyna z Indianapolis, w której prym wiedli zwłaszcza Tyrese Haliburton, Bennedict Mathurin czy Pascal Siakam, w sezonie regularnym zajęła czwartą lokatę w Konferencji Wschodniej (50-32), a w pierwszej rundzie play-offów odprawiła z kwitkiem nękane różnego rodzaju problemami Milwaukee Bucks, wygrywając serię w stosunku 4-1.

W półfinale konferencji na drodze Indiana Pacers stanęła jednak chyba największa z pozytywnych niespodzianek obecnego sezonu, czyli Cleveland Cavaliers, dodatkowo podbudowana łatwym (4-0) zwycięstwem w pierwszej rundzie nad Miami Heat. Tymczasem już pierwsze spotkanie przyniosło pewnego kalibru niespodziankę. Przyjezdni okazali się lepsi od drużyny w składzie z Donovanem Mitchellem czy świeżo upieczonym najlepszym defensorem NBA, Evanem Mobleyem, wygrywając 121:112.

W kolejnym starciu, również rozgrywanym na terenie rywala, Pacers poszli za ciosem i triumfowali ostatecznie 120:119, a decydujące punkty w samej końcówce zdobył Haliburton. Inna sprawa, że zakończenie tego meczu było cokolwiek kontrowersyjne, a niektóre decyzje sędziowskie – mocno wątpliwe. O szczegółach pisał w tym miejscu Michał.

Wydawało się jednak, że największy gwiazdor zwycięzców może spodziewać się kary finansowej za swoje zachowanie. Po tym, jak jego celna „trójka” zapewniła wygraną, 25-letni rozgrywający chyba postanowił wszystkim pokazać, gdzie ma ich opinie na temat tego, że jest najbardziej przecenianym zawodnikiem ligi. Po oddanym rzucie ruszył w stronę koła środkowego i na oczach milczącej publiczności zgromadzonej w Rocket Arena zaprezentował niesławny taniec zwany „Big Balls”.

Ta nieprzyzwoita celebracja, którą spopularyzował swego czasu trzykrotny mistrz NBA, Sam Cassell, jest zakazana w lidze od ponad dekady. Jeżeli któryś zawodnik podejmie ryzyko zaprezentowania jej, zazwyczaj musi się liczyć z karą grzywny w wysokości co najmniej 15 tys. dolarów. Tymczasem Tyrese ani myślał wyrazić skruchę.

– Czekałem na ten moment. Naprawdę na to czekałem, stary. To było coś, co po prostu musiało się wydarzyć w tamtej konkretnej chwili… Jestem gotów bez wahania zapłacić karę – powiedział już po meczu.

Wszystko jednak wskazuje na to, że w tym przypadku cała sprawa rozejdzie się po kościach. Jak poinformowało w czwartek ESPN, władze NBA podjęły zaskakującą decyzję w sprawie zachowania gwiazdora Indiany. Według doniesień liga zdecydowała się nie nakładać na Haliburtona grzywny i skończyło się tylko na ostrzeżeniu.

To dość zaskakująca decyzja, gdyż biorąc pod uwagę nie tylko samo zachowanie, ale również pomeczowe wypowiedzi koszykarza, chyba wszyscy spodziewali się, że dostanie on po kieszeni. Tym bardziej, że NBA ma długą historię karania zawodników za ten właśnie taniec. Ostatnim z długiej listy był Andre Drummond. Środkowy Chicago Bulls musiał zapłacić na konto ligi dokładnie 15 tys. dolarów po tym, jak 6 lutego 2024 roku, w wygranym po dogrywce meczu z Minnesota Timberwolves, właśnie w ten sposób postanowił celebrować udaną akcję ofensywną.

Z kolei w listopadzie 2021 roku konsekwencji swojego zachowania nie uniknął nawet sam LeBron James. Legendarny koszykarz Los Angeles Lakers również otrzymał grzywnę w wysokości 15 tys. dolarów za zachowanie z meczu z… Pacers, w którym po celnym rzucie z dystansu postanowił zaprezentować cosplay Cassella.

Skąd więc decyzja o oszczędzeniu Haliburtona? Być może powodem jest fakt, że – w przeciwieństwie do na przykład wyżej wymienionych – rozgrywający Indiany nigdy wcześniej nie dostał od władz ligi grzywny czy zawieszenia, z wyjątkiem oczywiście automatycznych kar za przewinienia techniczne. Tym razem jeszcze mu się upiekło, jednak w przypadku recydywy oficjele NBA na pewno nie będą już tak pobłażliwi. Tymczasem dla Pacers to świetne wieści, szczególnie przed piątkowym meczem, który będą rozgrywać już na własnym terenie.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments