Za dwa dni w NBA rozpocznie się czas, kiedy wolni agenci będą podpisywać nowe umowy– przedłużać dotychczasowe kontrakty lub zmieniać barwy klubowe. Kilku zawodników łączy się już nawet z konkretnymi zespołami. Pośród najciekawszych plotek cały czas przewija się jednak jedna drużyna – Houston Rockets. Czy Rakiety okażą się czarnym koniem tego lata?
16-1. SZESNAŚCIE ZWYCIĘSTW i jedna porażka. Takiego spustoszenia narobili niedawno Golden State Warriors. Tylko dwie drużyny w historii playoffs mogły pochwalić się takim samym bilansem porażek. Były to drużyny Los Angeles Lakers z 2001 roku oraz Philadelphia 76ers z roku 1983, jednak ani Jeziorowcy, ani Szóstki nie miały tak wysokiego odsetku zwycięstw. Większość znawców koszykówki jest zgodnych, że jeśli władze Warriors utrzymają swój trzon zespołu to ich dominacja może trwać przez następne kilka dobrych lat. Już teraz, w pierwszym sezonie największy rywal Wojowników musi zagrać mecz niemal perfekcyjny by zbliżyć się do nich choćby na krok. Liga czuje coraz większy strach, ale są też tacy którzy wierzą, że strącenie Golden State z tronu nie jest rzeczą niemożliwą.
Podczas, gdy kibice Wojowników martwią się o utrzymanie trzonu swojego zespołu reszta ligi głowi się nad tym jak zatrzymać ten krwawy pochód. Pośród niezłomnych są takie gwardie jak Cavaliers, Celtics oraz Spurs. Brak im jednak prawdziwego cudotwórcy. Kogoś takiego jak… Daryl Morey!
Nieszkodliwy miłośnik teatrów muzycznych oraz menadżer klubu, który nie zdobył mistrzostwa od 1995 roku. Czyli już jakieś 22 lata. Co jednak sprawia, że temu niegroźnemu średniego wzrostu mężczyźnie zaproponowano 4- letnie przedłużenie umowy, a właściciel klubu, Leslie Alexander wypowiada się o nim w samych superlatywach?
– Daryl konsekwentnie okazał się jednym z najlepszych umysłów i wynalazców w naszej lidze. Jestem podekscytowany kontynuacją współpracy z Darylem w dążeniu do zdobycia kolejnego tytułu mistrzowskiego dla Rockets, Miasta Houston oraz naszych fanów na całym świecie- powiedział niedawno Alexander.
Generalny menadżer Rockets jest najbardziej znanym fanem zaawansowanych statystyk. Tysiące filmików, miliony liczb, algorytmów. Wszystko po to by bezbłędnie dobrać zawodnika, który pomoże osiągnąć jego drużynie sukces. Efekt? Daryl Morey pracuje w Houston od 2007 roku. Od tego czasu Rockets ani razu nie zaliczyli ujemnego bilansu.
Kunszt menadżerski? W ostatnich latach bardzo głośno było o dwóch kontraktach jakie podpisał. Najpierw po przegranych Finałach potrafił namówić Jamesa Hardena na przeprowadzkę do Houston mimo, iż Thunder z takim składem mieli szansę utrzeć nosa LeBronowi i spółce już podczas następnych play-offs. Drugą ważną transakcją był Dwight Howard. Sfrustrowany sezonem w Lakers oraz ciągłymi docinkami Kobego Bryanta postanowił odejść. Morey wykorzystał niezbyt dobry nastrój Dwighta i podpisał z nim 4- letni kontrakt. Żeby było śmieszniej po 3 latach Dwight ponownie niezadowolony po pobycie w zachodniej drużynie opuścił zespół Rakiet. Niektórzy twierdzili, że jego nieobecność mocno nadszarpnie morale Houston przekreślając ich szanse na play-offs. Co zrobił Morey? Zatrudnił Mike’a D’Antoniego, speca od tworzenia ultraofensywnych zespołów. Ten od razu uczynił z Jamesa Hardena głównodowodzącego całej machiny. GM Rakiet szybko skompletował zespół otaczając Brodę grupą zadaniowców. Eksperyment wypalił. Rockets wygrali 55 spotkań sezonu regularnego i zajęli trzecie miejsce w tabeli.
Houston za kadencji Moreya tylko raz awansowali do Finałów Konferencji. Było to trzy lata temu. Kto stanął im wtedy na przeszkodzie? Oczywiście Golden State Warriors, którzy jednak nie byli tak silni jak rok temu czy teraz. Sezon później koniec starcia ten sam, ale nastąpił dużo wcześniej, bo już w pierwszej rundzie. Poprzednie rozgrywki miały tą sytuację zmienić. Ultraofensywna machina działała, a cel był jeden- pokonać Warriors.
Niestety na spotkanie z Wojownikami Rakiety nie dały rady dolecieć. Misja została odwołana przez sąsiadów zza między czyli San Antonio Spurs. Ktoś powie „Houston mamy problem” , ale nie tak prędko! Nie w tym przypadku! Na swoim miejscu wciąż jest Daryl Morey i jak sam mówi nic nie jest wieczne, nawet dominacja Warriors.
– Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie daje nam się dużych szans – mówił w rozmowie z Zachem Lowem. – Niewykluczone, że będziemy potrzebowali jeszcze agresywniejszego nastawienia. Mamy pewnego asa w rękawie. […] Warriors nie są niezniszczalni. W historii sportu były już większe niespodzianki, dlatego skupiamy się na budowaniu naszego składu – dodał.
Na tegorocznym rynku FA głodnych zwycięstwa, takich jak Morey jest wielu. Wśród nich czołowi, ale niespełnieni zawodnicy tacy jak Blake Griffin, Chris Paul, Paul Millsap czy Kyle Lowry. Głosy niezadowolenia płyną także z obozu Spurs, gdzie bardzo możliwe jest odejście LaMarcusa Aldridge’a.
Finanse to niezłe wyzwanie
Niedawno ogłoszone przez NBA Salary Cap wyniesie 99 milionów dolarów. Aby podpisać umowę z Griffinem Morey będzie potrzebował 30 milionów dolarów w cap space oraz ponad 35 milionów zielonych na zakontraktowanie Chrisa Paula, Kyle’a Lowrego oraz Paula Millsapa.
Niestety, Rakiety nie dysponują tak wielkimi pieniędzmi. Ich budżet jest obciążony kwotą 90 milionów dolarów, które wypłacą w przyszłym sezonie 10 zawodnikom. Tym samym na podpisanie któregoś z czołowych wolnych agentów pozostaje zaledwie 9 milionów dolarów. Morey postanowił, więc uzbierać brakującą sumę. Jak? Na rynek transferowy zostali wystawieni kolejno Patrick Beverley, Lou Williams oraz Ryan Anderson.
Zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem jest pozbycie się tego ostatniego, ponieważ kontrakt skrzydłowego przez najbliższe trzy sezony będzie tylko wzrastał.
Anderson był kluczową postacią Rakiet z zeszłego sezonu. Jego talent strzelecki dający możliwość rozciągnięcia gry piekielnie niebezpiecznym rzutem zza łuku idealnie wkomponował się w ultraofensywny system Mike’a D’Antoniego. Absolwent Golden Bears podczas poprzednich rozgrywek trafił, aż 204 rzuty za trzy punkty na skuteczności 40 %. Prawdziwy stretch four jest w obecnej NBA bardzo łakomym kąskiem, jednak nie wiadomo czy w związku z jego olbrzymim kontraktem którakolwiek drużyna będzie chciała przygarnąć go latem.
Pozbycie się Andersona nie rozwiązuje wszystkich problemów Rakiet. Nawet jeśli zdołają pozbyć się jego kontraktu to wciąż pozostaje ktoś z dwójki Williams/ Beverley. Zarówno jeden jak i drugi jest bardzo ważną częścią rotacji Houston.
Beverley przez ostatnie kilka lat zapewniał twardą oraz nieustępliwą obronę, która wielokrotnie ratowała kuriozalne wręcz lenistwo Jamesa Hardena. Jego nieustępliwy charakter znają wszyscy playmakerzy NBA od Chrisa Paula po samego świeżo upieczonego MVP, Russella Westbrooka. Ostry defense zaprocentował nominacją do pierwszej piątki obrońców zeszłego sezonu. Pozbycie się Beverleya jest nie tylko wyświadczeniem komuś przysługi, ale przede wszystkim strzałem w stopę kulejącej jeśli chodzi o defensywę drużynę Mike’a D’ Antoniego.
Lou Williams trafił do Rakiet pod koniec zeszłego sezonu. Jego zadaniem miało być wspieranie Erica Gordona oraz Jamesa Hardena w ataku. Sweet Lou z zadania wywiązał się wyśmienicie, a zmiana barw klubowych nie przeszkodziła mu by zdobywał średnio 15 punktów na mecz. Zaowocowało to znalezieniem się wśród finalistów nagrody Sixth Man of The Year. Williams swoją największą wartość pokazał podczas starć przeciwko Thunder, gdzie był drugim strzelcem zespołu. Sam zawodnik nie wyobraża sobie odejścia z Houston.
Wrong. I love being in houston. For the record. https://t.co/1P8z0wFOlQ
— Lou Williams (@TeamLou23) 21 czerwca 2017
Jego 7- milionowy kontrakt na pewno zainteresowałby bardzo dużą ilość zespołów. Minnesota Timberwolves będzie chciała skompletować solidną ławkę rezerwowych. Może to dobry trop?
Co dalej?
Celem numer jeden Moreya jest jak już wspomniałem znalezienie godnego partnera dla Jamesa Hardena. System z otoczeniem go zadaniowcami wypalił, ale nie dał oczekiwanego efektu. W dobie obecnych czasów zespół musi być oparty przynajmniej na dwóch zawodnikach pokroju All- Star, jeśli nie na trzech. Inaczej Wojownicy znowu będą czuli się bezkarni.
Według informacji Marca Steina (ESPN) sam Harden stwierdził, że jest najbardziej zainteresowany współpracą z CP3. Paul oczywiście odbędzie jeszcze spotkanie z przedstawicielami Clippers, aby umówić swoją przyszłość. Przypomina mi się sytuacja kiedy kilka lat temu Dallas Mavericks zgarnęli Kliperom DeAndre Jordana. Podczas gdy większość ekspertów analizowała udaną transakcję Marka Cubana jego nowy nabytek zamknął się w domu z dotychczasowymi klubowymi kolegami i równo o północy podpisał stosowny papier. Nie wiem, może to jakieś uprzedzenia, ale byłbym ostrożny na miejscu Moreya zarówno przy uzgadnianiu umowy z Blakiem jak i Cp3.
That’s why they brought me here lol pic.twitter.com/Z64Tkiyp01
— Paul Pierce (@paulpierce34) 9 lipca 2015
Druga sprawa to finanse. Jeśli Rakietom udałoby się nawet podpisać Paula to pierwszy rok jego nowego kontraktu kosztowałby władze klubu, aż 34 miliony dolarów co oznacza, że Morey musiałby pozbyć się kilku wielomilionowych umów. Cały proces nie skończyłby się tylko na Beverleyu, Williamsie i Andersonie, bo ich łączna suma zarobków na przyszły sezon wynosi „zaledwie” 32 miliony dolarów.
Houston już nieraz pokazali, że potrafią być podczas lata tzw. czarnym koniem. Generalny Menadżer Rakiet na pewno będzie analizował wszystkie możliwości zdobycia jak najlepszego dostępnego free agenta. Ten rok nie jest wyjątkiem. Nie przeszkodzi mu brak środków pieniężnych na rewolucję czy inne bariery, które wielu menadżerom wydawałyby się nie do przejścia. Morey zawsze należał do grona tych najmniej nieprzewidywalnych. Kto wie na jaki wpadnie pomysł, gdy Rockets faktycznie znajdą się pod ścianą i będą musieli postawić wszystko na jedną kartę, by rzeczywiście przedstawić Golden State Warriors realne zagrożenie.