Finały konferencji wciąż nie dla zawodników Philadelphia 76ers. W niedzielę ekipa z Filadelfii przegrała mecz numer siedem w Bostonie po znakomitym występie Jaysona Tatuma, który zapisał na konto aż 51 punktów, ustanawiając tym samym nowy rekord, jeśli chodzi o najlepszy wynik punktowy w starciu numer siedem.
Słabo spisali się Joel Embiid oraz James Harden. Dość powiedzieć, że Jaylen Brown zdobył więcej punktów niż dwójka liderów 76ers, a sam Tatum miał na koncie więcej oczek, niż Brown, Harden i Embiid razem. Sporo krytyki zebrał też jak zwykle Doc Rivers, dla którego była to już dziesiąta w karierze trenerskiej porażka w meczu numer siedem. Żaden inny szkoleniowiec nie przegrywał tak często. Co więcej, Rivers po raz kolejny nie potrafił ze swoją drużyną domknąć serii, w której wygrywał już 3-2.
Wiele wskazuje na to, że 61-latek może się zaraz ze swoją posadą pożegnać. On sam twierdzi jednak, że planuje pozostać trenerem Szóstek. – Mam jeszcze chyba dwa lata umowy – stwierdził w pomeczowej rozmowie z dziennikarzami, przyznając też jednak, że w NBA nikt nie może być pewny swojej przyszłości. Przekonali się o tym m.in. Monty Williams czy Mike Budenholzer, którzy zostali zwolnieni po porażkach odpowiednio Phoenix Suns oraz Milwaukee Bucks w tegorocznej fazie play-off.
Wsparcie dla Riversa po spotkaniu wyraził Embiid, według którego Doc wykonał fantastyczną pracę. Fakt faktem, że pod jego wodzą 76ers w trzech kolejnych sezonach poprawiali bilans w sezonie zasadniczym, przechodząc od 49 zwycięstw w pierwszym sezonie pracy Riversa w Filadelfii do 54 wygranych w tym sezonie, lecz przez ten czas ani razu nie udało im się przeskoczyć drugiej rundy playoffs. W związku z tym całkiem prawdopodobne, że władze 76ers zdecydują się na spore zmiany.