Każdego roku w NBA gorący okres związany z podpisywaniem kontraktów ma miejsce w okolicach startu przygotowań do nowego sezonu. To wtedy drużyny dogadują ze swoimi młodymi graczami pierwszy, niedebiutancki kontrakt. Jonathan Kuminga to ważna postać w przyszłości Warriors, ale czy na tyle ważna, żeby dostać maksymalny kontrakt?
W idealnym scenariuszu Golden State Warriors mieli łagodnie przejść od ery Stephena Curry’ego, Klaya Thompsona i Draymonda Greena do ery nowej, z młodymi zawodnikami, wybieranymi w drafcie gdy posypało się zdrowie najważniejszych gwiazd. Wybory w drafcie nie okazały się jednak najlepsze. James Wiseman jest na granicy pozostania w NBA, a Jonathan Kuminga rozwijał się zdecydowanie wolniej niż od niego oczekiwano.
Cała historia stosunków zawodnika wybranego z siódmym numerem draftu z trenerem Stevem Kerrem nie jest usłana różami. Kuminga za pośrednictwem swoich agentów wysyłał sygnały do mediów, że jest niezadowolony ze swojej roli w zespole i być może zażąda wymiany po tym jak przez dwa pierwsze sezony grał niewiele ponad 20 minut na mecz. To jednak zmieniło się w ostatnich rozgrywkach.
Kerr szukający przez cały sezon różnych rozwiązań niejako potknął się o postęp młodego zawodnika. Kuminga zdominował rozgrywki przedsezonowe, będąc jednym z najlepszych strzelców całego preseason, a następnie wrócił na ławkę. Dopiero lawina kontuzji, złej gry innych graczy sprawiła, że dostał szansę. I wtedy okazało się jak dobrym zawodnikiem może być.
Kuminga ma za sobą trzy sezony, przed nim ostatni rok debiutanckiej umowy, a to znaczy, że może już teraz przedłużyć tę pierwszą umowę. Problemem oczywiście jest jego wysokość i długość. Maksymalny kontrakt jaki może dostać to 224 miliony dolarów płatne w pięć lat. Podobną umowę ostatnio podpisał Franz Wagner z Orlando Magic. Ale według słów Anthony’ego Slatera z New York Times, Warriors nie są gotowi już teraz dać mu takich pieniędzy.
Według informacji dziennikarza umowa w okolicach 30 milionów dolarów rocznie byłaby czymś możliwym do zaakceptowania. Oczywiście władze klubu mogą poczekać i przedstawić mu ofertę za rok, w końcu maksymalny kontrakt zawsze można jeszcze zaoferować chociażby za rok. Kuminga jest wciąż bardzo obiecującym zawodnikiem, który ma za sobą trochę więcej niż pół bardzo dobrego sezonu. To trochę za mało, żeby dostać maksymalną umowę.
Nie zdziwię się zatem, że zarówno klub, jak i zawodnik dojdą do podobnego wniosku, że lepiej poczekać jeszcze rok i wtedy przedłużyć kontrakt. Obie strony będą bogatsze o wiedzę z najbliższych rozgrywek i ryzyko podpisywania kontraktu będzie trochę mniejsze.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.