Los Angeles Clippers, zespół mający w założeniu aspirować do najwyższych laurów w Konferencji Zachodniej, przechodzi obecnie przez głęboki kryzys. Po ostatniej porażce z odwiecznym rywalem, Lakers, ekipa z Miasta Aniołów spadła na 13. miejsce w tabeli i ma ogromne problemy. Konsekwencje słabych wyników były widoczne natychmiast po meczu, kiedy to lider zespołu, Kawhi Leonard, udzielił mediom odpowiedzi, którą określono mianem „niezwykłej”, przy okazji rzucając nowe światło na wewnętrzne bolączki organizacji.
Powrót Kawhia Leonarda po kontuzji i jego dorobek 19 punktów niewiele pomógł. We wtorek Los Angeles Clippers przegrali z lokalnym rywalem, Los Angeles Lakers, 118:135 w meczu rozgrywanym w ramach NBA Cup. Mimo swoistej zaciekłości, derbowe starcie właściwie ani przez moment nie wydawało się wyrównane i, podczas gdy podopieczni JJ’a Redicka wygrali swoją grupę i zapewnili sobie miejsce w ćwierćfinale, ich przeciwnicy zaliczyli już jedenastą porażkę w ostatnich 13 spotkaniach, co na tę chwilę daje niezbyt zaszczytne miejsce w dolnych rejonach Zachodu.
Rzecz w tym, że w poprzednich sezonach, nawet przy okazji jakichś problemów kadrowych, Clippers zwykle potrafili utrzymać w miarę stabilny poziom gry. Jak zauważyli dziennikarze, nawet w obliczu niefortunnych okoliczności, takich jak kontuzje kluczowych zawodników, zespół zazwyczaj znajdował sposób, by utrzymać się w okolicach 50% zwycięstw lub nawet tę liczbę przekroczyć. Coś w tym jest – ostatni przypadek, gdy ekipa z Los Angeles miała w jednym sezonie regularnym więcej porażek niż wygranych miał miejsce w sezonie 2010-11, gdy nagrodę dla debiutanta roku zgarniał Blake Griffin, dziś już koszykarski emeryt. W późniejszych latach było dobrze lub bardzo dobrze, tym razem jednak sytuacja wygląda o wiele mniej różowo i chyba można już mówić o swego rodzaju zapaści.
W związku z tym przedstawiciele mediów dążyli do ustalenia, dlaczego w tym sezonie utrzymanie stabilności w drużynie trenowanej przez Tyronna Lue jest tak trudne, by nie rzec – awykonalne. Leonard, który po uporaniu się z problemami zdrowotnymi zagrał już w drugim meczu z rzędu, został bezpośrednio zapytany o różnicę między obecną grupą zawodników a poprzednimi, które lepiej znosiły ciosy. Odpowiedź 34-letniego skrzydłowego wywołała spore poruszenie.
– Musimy po prostu wystawiać na boisku odpowiedni skład, tak mi się wydaje. Potrzebujemy trochę więcej talentu, grać u boku lepszych zawodników i zobaczymy, co z tego wyjdzie – odparł.
To stwierdzenie – w kontekście zespołu budowanego na gwiazdach pokroju Leonarda, Bradleya Beala (on akurat wypadł do końca sezonu) czy Jamesa Hardena i mającego ambicje mistrzowskie – zostało natychmiast zinterpretowane jako wezwanie do zarządu, aby dokonał wzmocnień zewnętrznych. Sam zainteresowany chyba zdał sobie sprawę, ponieważ postanowił sprecyzować swoje stanowisko. Zapytany, czy chodzi mu o pozyskanie talentu z zewnątrz, czy raczej o poprawę wydajności obecnych zawodników, skrzydłowy szybko skupił się na odpowiedzialności osobistej i grupowej.
– Chodzi o to, że musimy grać lepiej. Wszyscy musimy trafiać rzuty, częściej podawać, bardziej sobie ufać i po prostu się poprawić. Być może musimy skłonić naszych czołowych strzelców do częstszego podawania. Rywale tak właśnie z nami grają – z Hardenem, ze mną, z Zu – zmuszają nas do ruszania piłką. A my pozwalamy przeciwnikom zbyt łatwo wejść w rytm. – wyjaśnił.
Leonard z pewnością będzie utrzymywał, że miał na myśli to drugie, ale faktem jest, że powiedział to pierwsze — i jest to dość zastanawiające stwierdzenie jak na kogoś, kto wystąpił tylko w ośmiu z osiemnastu meczów drużyny. Pod względem czystych statystyk prezentował się z pozytywnej strony, notując średnio 23,1 punktu, 5,3 zbiórki, 3,3 asysty i 2,4 przechwytu na mecz przy równie dobrej skuteczności (49,2% z gry, w tym 40% z dystansu). Pod tym względem niewiele można mu zarzucić.
Można jednak odnieść wrażenie, że swoją pierwszą, radykalną sugestią – nawet jeśli potem złagodzoną – Kawhi jasno wskazał na brak elementarnej chemii i zaufania na parkiecie. W efekcie słowa dwukrotnego mistrza NBA stawiają zarząd klubu przed dylematem: czy problem leży w niedostatku umiejętności i talentu u poszczególnych zawodników, czy raczej chodzi tutaj o problemy z wykonaniem powierzonych zadań boiskowych i ogólnym zaangażowaniem.
Bez względu na interpretację, jasnym jest, że jeśli Clippers mają wydostać się z dołka, zmiany – czy to kadrowe, czy w mentalności – muszą nastąpić natychmiast. Tym bardziej, że nad organizacją – i jej właścicielem, Steve’em Ballmerem, wciąż wisi miecz Damoklesa w postaci śledztwa dotyczącego letniej afery, o której niejednokrotnie już pisaliśmy.
Sytuacja w niebieskiej części Miasta Aniołów na tę chwilę przypomina niestabilny zamek z kart. Nawet jeśli pojedyncze elementy (boiskowa postawa Kawhia czy Hardena) są mocne, cała konstrukcja może runąć, jeśli brakuje jej fundamentu w postaci spójności, zaufania i konsekwentnego wykonywania zadań. Czas pokaże, czy apel Leonarda poskutkuje wewnętrzną mobilizacją, czy też przyspieszy oczekiwane ruchy transferowe, mające na celu dodanie do składu „więcej talentu”. Na razie więcej mówi się o ruchach wychodzących.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










