Jeszcze niedawno atmosferę w szatni New York Knicks trudno było nazwać sielankową. Niektóre doniesienia sugerowały, że w ostatnim sezonie pod wodzą Toma Thibodeau stawała się ona wręcz coraz bardziej napięta, co było jednym z głównych powodów rozstania ze szkoleniowcem, w którego obronie nie wystąpił zresztą żaden z zawodników. Wydaje się, że trwający sezon przyniósł jednak całkiem nowe rozdanie, o którym świadczą nie tylko dobre wyniki podopiecznych Mike’a Browna, ale i sytuacja, jaka miała miejsce podczas ostatniego meczu.
W niedzielny wieczór w Madison Square Garden New York Knicks rozbili Brooklyn Nets 134:98. Gospodarze szybko wyszli na prowadzenie i nie oglądali się za siebie, chociaż – co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia – żaden z zawodników wyjściowej piątki nie spędził na parkiecie więcej niż 29 minut.
Taki na przykład Jordan Clarkson zagrał 18 minut, z tym że w jego przypadku było to spowodowane faktem, że w połowie czwartej kwarty musiał opuścić plac gry z powodu nadmiaru fauli. Wyraźnie podirytowany koszykarz, schodząc na ławkę rezerwowych, rzucił swoją opaską na głowę. Przy tak jednostronnym spotkaniu raczej nikt poza nim jednak szczególnie się tym nie przejął. Po prostu nie było sensu.
Problem w tym, że 33-letniemu obrońcy chyba nikt o tym nie powiedział. Najlepszy rezerwowy ligi z roku 2021 był ewidentnie sfrustrowany. Przechodząc obok siedzącego pośród zmienników Josha Harta Clarkson nagle chwycił kartkę ze statystykami, którą ten właśnie oglądał, po czym ostentacyjnie zgniótł ją w dłoni. Doświadczony defensor nie chciał być dłużny, więc w odpowiedzi rzucił swoją opaską w kolegę. Wówczas już nawet publiczność ryknęła śmiechem, dołączając do próbujących się powstrzymać od nadmiernej wesołości rezerwowych Knicks.
– On zawsze się ze mnie nabija. Rozśmieszył mnie. Byłem trochę wkurzony, ale szybko mnie rozbroił – skomentował po meczu były koszykarz między innymi Los Angeles Lakers i Utah Jazz, niejako potwierdzając tym samym, że w szatni zespołu panuje doskonała atmosfera, a chemia wręcz zaskakuje w porównaniu chociażby z poprzednim sezonem.
Wracając jednak do samego zainteresowanego, przed rozpoczęciem rozgrywek Clarkson zdecydował się na przeprowadzkę do Nowego Jorku, gdzie – jak sam wierzy – ma realną szansę na zdobycie mistrzostwa NBA. Właściwie trudno mu się dziwić – ponieważ swoich najlepszych zawodników stracili zarówno Indiana Pacers, jak i Boston Celtics, to właśnie Knicks byli i są uważani za jednego z faworytów do triumfu na Wschodzie.
Od momentu zmiany otoczenia weteran jest kluczowym rezerwowym drużyny prowadzonej przez Mike’a Browna, który – w przeciwieństwie do swojego poprzednika – nie boi się dawać szansy rezerwowym. Grając średnio po 16,3 minuty na mecz, Jordan notuje w międzyczasie 9,1 punktu, 1,3 zbiórki i 1,4 asysty. Trafia przy tym 44,8% wszystkich rzutów z gry, w tym 35,3% z dystansu.
Inna sprawa, że czas gry Clarksona znacznie się zmniejszył od momentu, gdy dołączył do trzeciej obecnie siły Konferencji Wschodniej. W ubiegłym sezonie, grając jeszcze w barwach Jazz, spędzał na parkiecie średnio 26 minut na mecz, zaś w tym – już tylko 16,3. Wprawdzie gdyby szkoleniowcem Knicks nadal był Tom Thibodeau, 33-latek mógłby grać jeszcze rzadziej, ale i tak najwidoczniej uważa, że zasługuje na większą liczbę minut. Niewykluczone, że to właśnie stąd ten przejaw frustracji w spotkaniu z Nets.
Nawet jeśli nie jest zadowolony z czasu gry, to jednak system preferowany przez trenera Browna ewidentnie zdaje egzamin. Jest jednak pewien minus – mimo że rezerwowi grają więcej, ławka Knicks jest czwartą wśród najgorzej punktujących w lidze. Chcąc dostawać więcej minut, Jordan musi udowodnić, że jest w stanie rozruszać ofensywę zespołu i zdobywać więcej punktów. Poprzednie sezony wskazują na to, że jest w stanie to zrobić.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










