Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, którzy zawodnicy najbardziej przyczynili się do znakomitej sytuacji, w jakiej są teraz Boston Celtics. Podopieczni Joe Mazzulli wygrali dwa pierwsze mecze finału NBA przeciwko Dallas Mavericks, a na parkiecie prym wiedli tacy zawodnicy, jak Jaylen Brown, Jayson Tatum, Jrue Holiday czy rekonwalescent Kristaps Porzingis. W rosterze C’s znajduje się jednak jeszcze jedna postać, którą trudno stawiać w jednym szeregu z wyżej wymienionymi, a jednak pod pewnymi nieoczywistymi względami ma swoje miejsce w ścisłej ligowej czołówce.
Pod koniec trzeciej kwarty drugiego meczu Finałów NBA Dallas Mavericks zaczęli łapać wiatr w żagle. Ekipa z Teksasu w pewnym momencie miała serię 12-5, dzięki czemu była w stanie zmniejszyć dwunastopunktowe prowadzenie Boston Celtics o połowę. Wówczas jeszcze nie wiedzieli, że trener gospodarzy ma plan i wkrótce pośle na parkiet swoją tajną broń.
Na dokładnie 3,3 sekundy przed końcem kwarty na placu gry zameldował się Payton Pritchard. Zegar nie pozostawiał wątpliwości, że nie ma zbyt wiele czasu na działanie. Biorąc pod uwagę jak mała jego ilość pozostała do końca tej odsłony, szanse na skuteczną akcję w ofensywie wydawały się co najwyżej iluzoryczne. Tyle że to jest właśnie środowisko, w którym rezerwowy C’s czuje się jak ryba w wodzie.
Rozgrywający ekipy z Massachusetts otrzymał podanie od Jaysona Tatuma, po czym popędził z piłką poza linię środkową. Kyrie Irving, który kilka lat temu podpadł kibicom Celtics po ostentacyjnym nadepnięciu na ich logo na parkiecie mógł tylko obserwować jak Pritchard, tuż po dostaniu się na połowę rywala zdecydował się na szaleńczy rzut niemal z koła środkowego. Derrick Jones Jr z Mavs podskoczył jeszcze z uniesioną w górę ręką, by spróbować zablokować przeciwnika, jednak bezskutecznie. Piłka wpadła do kosza w momencie, w którym rozbrzmiewał już sygnał kończący trzecią kwartę.
Choć tego wieczoru było to jedyne trafienie rozgrywającego C’s z gry, dla drużyny znaczyło bardzo wiele. Buzzer-beater Pritcharda podciął skrzydła próbującym wrócić do gry koszykarzom Mavs, a jednocześnie wyprowadził gospodarzy na przewagę przed trzecią kwartą wynoszącą dziewięć „oczek”. Można się zastanawiać, czy gdyby rzecz nie działa się w Polsce, okres 3,3 sekundy nie nosiłby teraz miana „1 Pritchard”, jak swego czasu sławetna w środowisku piłkarzy ręcznych „Jedna Wenta”.
Gdy po zakończeniu meczu jeszcze w szatni Celtics trener Joe Mazzulla wystosował do swoich zawodników przemowę, wyczyn Paytona był pierwszym, o czym wspomniał. Również na konferencji prasowej szkoleniowiec Celtics starał się chwalić swojego rozgrywającego, nawet jeśli dziennikarzy bardziej interesowała na przykład strzelecka niemoc Tatuma.
– Wszyscy spisali się świetnie, ale myślę, że taki rzut był nam dzisiaj potrzebny. Pokora i stanowczość, które pozwalają na podjęcie decyzji o oddaniu rzutu na trzy sekundy przed końcem, nierzadko tworzą różnicę między zwycięstwem a porażką – w swoim stylu filozoficznie stwierdził 35-letni trener.
– Myślę, że niezależnie od przebiegu spotkania, to rzut Paytona oddany pod koniec trzeciej kwarty można zdecydowanie nazwać akcją meczu. W całej lidze jest wielu zawodników, którzy w takich sytuacjach tylko markują rzut lub w ogóle go nie oddają, byle tylko ich statystyki nie uległy pogorszeniu. On z kolei jest dumny ze swojego osiągnięcia, a to pierwszy krok do odnoszenia zwycięstw w koszykówce – kontynuował Mazzulla.
Właściwie trudno odmówić mu racji. Biorąc pod uwagę tylko miniony sezon, Pritchard oddał aż 15 rzutów licząc tylko okres na co najwyżej trzy sekundy do końca kwarty. Pod tym względem legitymuje się skutecznością na poziomie 35,7%, co stanowi świetny wynik, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę niski procent posiadania piłki.
Jedynymi graczami NBA, którzy w sezonie 2023-24 oddali więcej rzutów na nie więcej niż trzy sekundy do sygnału kończącego kwartę są De’Aaron Fox z Sacramento Kings (28), Jayson Tatum (17) i Trae Young z Atlanta Hawks (16). Warto jednak zwrócić uwagę, że powyższą trójkę stanowią zawodnicy klasy All-Star, którzy w każdym spotkaniu spędzają na parkiecie po około 35 minut. Payton to zaś „tylko” rezerwowy Celtics, którego średnia minut oscyluje w granicach 20 na mecz, więc tym bardziej jego wyczyn robi wrażenie.
Rozgrywającego ekipy z Bostonu można już chyba nazwać specjalistą od tego typu zagrań. Jak wspomniał trener Mazzulla, wielu zawodników wręcz boi się oddawania takich rzutów, nie chcąc obniżać sobie odsetka skuteczności. Wydaje się jednak, że 26-latek pogodził się z taką rolą i zupełnie mu ona nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.
– To jeden z elementów gry w koszykówkę. Jestem zdania, że w takich sytuacjach zawsze powinno się próbować rzutów, nawet przez całe boisko. Co jeśli piłka wpadnie do kosza? To dodatkowe trzy punkty dla drużyny – trafnie podsumował sam zainteresowany po pierwszym meczu drugiej rundy play-offów, gdy popisał się podobnym – choć oddanym z bliższej odległości – trafieniem przeciwko Cleveland Cavaliers.