Po długotrwałych problemach zdrowotnych Lonzo Balla, w tym sezonie Chicago Bulls wreszcie doczekali się powrotu swojego zawodnika na parkiety NBA. Niestety, nie trwało to długo. 27-latek doznał kontuzji nadgarstka, z którą walczy do tej pory. Początkowo przewidywano, że jego absencja potrwa krótko, ale najnowsze doniesienia pokazują, że rozgrywający wciąż nie jest gotowy do gry.
O wcześniejszych problemach zdrowotnych Lonzo Balla, z powodu których stracił ponad dwa lata kariery, pisaliśmy już niejednokrotnie, więc nie ma sensu do tego wracać. Tym bardziej, że najstarszego z braci dotknęły kolejne perypetie. Z powodu urazu prawego nadgarstka obrońca Chicago Bulls jest wykluczony z gry od 28 października. Chociaż sam zawodnik miał nadzieję, że uda mu się wrócić w niedzielę na mecz z Houston Rockets, trener Billy Donovan nie był aż tak optymistyczny i, niestety, racja była po jego stronie.
W piątek podczas rozmowy z dziennikarzami, w tym K.C. Johnsonem z Chicago Sports Network, szkoleniowiec Byków jasno dał do zrozumienia, że, przebywając wraz z drużyną w Nowym Jorku Ball zaliczył w tym tygodniu intensywny trening, określony wręcz jako „ciężki.” Niestety, według przewidywań Donovana, 27-latek będzie wykluczony z gry przez co najmniej kolejny tydzień, ponieważ nadal odczuwa ból przy łapaniu piłki. Według innych źródeł przerwa ma potrwać od dwóch do nawet sześciu tygodni. W internecie krążą również teorie spiskowe głoszące, że oprócz nadgarstka koszykarzowi znów zaczęło dolegać kolano, ale Bulls nie chcą tego przekazać do publicznej wiadomości.
Zdaniem wspomnianego Johnsona, gdy Lonzo był badany przez lekarzy, powiedziano mu, że czas jego powrotu może wynosić od dwóch do sześciu tygodni, w zależności od tego, jak będzie się goił nadgarstek. Jak zauważył dziennikarz, drużyna nie zdecydowała się jeszcze na przetestowanie kontuzjowanego rozgrywającego w ćwiczeniach obronnych wymagających kontaktu. Wprawdzie w piątek Ball zaliczył przedmeczowy trening, na którym dawał już radę kozłować oburącz, natomiast już podczas ćwiczenia wjazdów pod kosz wszystkie rzuty, w tym layupy i floatery, wykonywał tylko lewą reką.
Jak do tej pory w trwającym sezonie była „dwójka” draftu zaliczyła zaledwie trzy występy, osiągając w nich średnio 4,7 punktu, 3,7 zbiórki i 2,7 asysty, trafiając przy tym 35,7% wszystkich rzutów z gry, w tym 33,3% z dystansu. Jego powrót do NBA mógł być jedną z bardziej pozytywnych historii obecnych rozgrywek, jednak pewnych zwrotów akcji się nie przewidzi, o czym przekonano się w Wietrznym Mieście. Wydawało się, że wychowanek UCLA bez problemów wróci do formy, nawet jeśli w tym celu musiał zmienić nieco swój styl gry.
– Gram teraz dużo mądrzej. To właśnie na tym muszę się skupić – na utrzymywaniu wysokiego poziomu koszykarskiego IQ, aby zawsze być o krok przed innymi – mówił jeszcze przed startem obecnej kampanii.
Wciąż zaledwie 27-letni zawodnik ewidentnie wierzy, że wciąż może kontynuować rozwój swojej kariery w najlepszej lidze świata. Zdecydowanie zależy mu na tym, by móc jak najlepiej zaprezentować swoje umiejętności przed przyszłoroczną wolną agenturą. Chociaż ostatnie lata nie układały się po jego myśli, zawodnik Byków ma jeszcze sporo czasu, by odmienić sytuację. Do tego potrzebuje jednak być w pełni sił. W organizacji wciąż pokładają w niego wiarę i przed ponownym uwzględnieniem go w rotacji chcą dać odpowiednio dużo czasu, by za jakiś czas uniknąć kolejnych urazów. Najważniejsze, że nie doszło do najgorszego, o czym pisaliśmy już w tym miejscu.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!