Od wielu lat powraca dyskusja o ekspansji i dołączenie do stawki NBA kolejnych zespołów. Wiąże się z tym rzecz jasna wiele kłopotliwych kwestii, więc liga dotąd mocno się broniła. Jednak eksperci nie mają wątpliwości, że prędzej czy później musi nastąpić przełomowy moment.
Cały czas na ligową mapę stara się powrócić Seattle. Powstała tam nowa arena, która będzie domem Seattle Kraken – nowej drużyny ligi NHL. Jednak w mieście chcieli połączyć hokej z koszykówką. Sztuka ta się jednak do tej pory nie udała, bowiem NBA nie jest gotowa na to, by otworzyć stawkę. Z czego to wynika? Przede wszystkim z podziału pieniędzy, nad którym zarząd ligi bardzo długo pracował i gdy już wypracował działający schemat, musiałby go rozbrajać.
Jednak pandemia koronawirusa spowodowała, że NBA rozpoczęła dyskusję na temat potencjalnego rozszerzenia stawki. Wynika to z faktu, że zespoły nie zarabiają tak dużo, jak przed marcem 2020 roku, natomiast dołączenie nowej drużyny oznaczałoby 2,5 miliarda w ramach specjalnej opłaty, którą inwestor zmuszony jest uiścić. Według informacji Briana Windhorsta z ESPN, NBA jest gotowa dołożyć po jednej drużynie do każdej z konferencji.
Specjalna opłata za wprowadzenie nowej drużyny oznaczałoby dodatkowe 166,7 miliona dolarów na konto każdej z drużyn. Liga jest nawet gotowa współpracować z potencjalnymi zainteresowanymi, by wybrać optymalne miejsce dla nowej drużyny. W minionych latach poza Seattle jako niewykorzystanym rynkiem, wiele mówiło się także o Las Vegas, Kansas City oraz Louisville, gdzie jest odpowiednia infrastruktura.
W międzyczasie ważą się losy Minnesoty Timberwolves, którą właściciel Glen Taylor jakiś czas temu wystawił na sprzedaż. Z tym że Taylor zaznaczył, że jednym z warunków sprzedaży jest pozostawienie Leśnych Wilków w Minneapolis. Musimy zatem pozostać czujni. Liga zarabia mniej i szuka sposobu na odrobienie strat, więc jeśli na biurku komisarza Adama Silvera pojawi się konkretna oferta, to ten na pewno dokładnie ją rozważy.