Do niecodziennie sytuacji doszło podczas poniedziałkowego pojedynku Philadelphia 76ers z Portland Trail Blazers. Sympatycy „Szóstek” ciepło przywitali Damiana Lillarda i kilkukrotnie skandowali jego nazwisko w konkteście jego przenosin do Filadelfii. Rozgrywający udzielił jednak stanowczej odpowiedzi na prośby kibiców Philly.
Zgromadzeni w Wells Fargo Center kibice 76ers tradycyjnie „wybuczeli” niemal wszystkich zawodników gości, choć tym razem wyjątek stanowił Damian Lillard. W trakcie trwania sagi transferowej z Benem Simmonsem w roli głównej rozgrywający Portland Trail Blazers był wymieniany jako jeden z kandydatów do transferu do Philly, szczególnie biorąc pod uwagę zespół, jakim dysponuje w Oregonie.
Lillard na każdym kroku podkreśla jednak swoją lojalność i nie inaczej było tym razem. Pomimo iż 31-latek docenił zaangażowanie kibiców Sixers, to po raz kolejny dał do zrozumienia, że jest w stu procentach poświęcony Trail Blazers.
– Szczerze, to nie sprawia, że tracę moje skupienie. Podczas prezentowania wyjściowych piątek [kibice] wygwizdali wszystkich, a kiedy się pojawiłem, to wiwatowali. Pomyślałem, że to całkiem zabawne. […] Wiem, o co z tym chodzi, ale jestem z Trail Blazers. Doceniam ich miłość i szacunek, jakie okazali, pożądanie czy cokolwiek, ale jestem dwiema nogami w Rip City [Portland] i ciągle to powtarzam. Zaśmiałem się na początku podczas prezentowania składów, ale to tyle – skomentował Lillard.
Na tym nie skończyły się jednak działania sympatyków Sixers, którzy w trakcie spotkania dwukrotnie skandowali „Chcemy Lillarda”, ponownie sugerując wymianę za nieobecnego wciąż Bena Simmonsa.
– Tak, słyszałem to. To przecież Miasto Braterskiej Miłości. Pokazali bratu trochę miłości, ale to tyle – dodał 31-latek.
To był jedyny pojedynek pomiędzy Sixers i Blazers, jaki w tym sezonie odbędzie się w Filadelfii. Obie ekipy spotkają się jeszcze raz w Moda Center w Portland już 21 listopada.