Milwaukee Bucks nie zdołali odwrócić losów serii i po raz czwarty przegrali na parkiecie Boston Celtics. Tym samym to zawodnicy z Massachusetts awansowali do drugiej rundy playoffs w konferencji wschodniej. Z kolei na zachodzie półfinały rozpoczęły się już dzisiaj. Golden State Warriors, pomimo dalszej absencji Stephena Curry’ego, nie mieli większych problemów z pokonaniem New Orleans Pelicans.
BOSTON CELTICS – MILWAUKEE BUCKS 112:96
Stan rywalizacji: 4:3 wygrana Celtics
– Przez trwanie całej serii Terry Rozier oraz Eric Bledsoe przepychali się słownie i fizycznie, próbowali udawać, że nie znają swoich nazwiska, ale gdy było już po wszystkim, uścisnęli się i wymienili uśmiechy. – Jesteśmy zawodnikami, którzy zawsze i za wszelką cenę chcą wygrać. Dobrze się przy tym bawiliśmy, to też część gry. Rozmawiałem z nim po meczu, nie ma między nami napięcia – stwierdził Rozier, który był dzisiaj bohaterem Celtów, rzucając 26 punktów i rozdając dziewięć asyst.
– Celtowie w drugiej rundzie zagrają z Szóstkami z Filadelfii i z pewnością nie będą faworytem w tym starciu, nawet przy posiadaniu przewagi własnego parkietu. Tym bardziej, że w Game 7 ścięgno w udzie naciągnął Jaylen Brown. – Będziemy musieli zagrać świetnie. Mamy wiele rzeczy do zrobienia. Ktoś będzie musiał zagrać na wyższym poziomie – powiedział trener Celtics, Brad Stevens. Al Horford dołożył 26 punktów i osiem zbiórek. Jayson Tatum zakończył zawody z 20 oczkami, sześcioma zbiórkami i pięcioma asystami.
– Kris Middleton rzucił 32, Bledsoe 23 a Giannis Antetokounmpo 22 punkty. Nie zrobiło to jednak wrażenia na dobrze dysponowanych Celtów. Od 1989 roku, Bucks zaledwie w jednym sezonie zdołali wygrać serię. – Nie zdołaliśmy wygrać na wyjeździe, ale przynajmniej doprowadziliśmy do decydującego starcia. Wielu zawodników nie było nigdy w takiej sytuacji. Teraz już wiemy, co trzeba robić, aby osiągać sukces w tego typu sytuacjach – musimy uderzyć jako pierwsi – opowiedział Antetokounmpo. Odnosił się on z pewnością do pierwszej kwarty, którą Kozły przegrały 13 oczkami.
GOLDEN STATE WARRIORS – NEW ORLEANS PELICANS 123:101
Stan rywalizacji: 1:0 dla Warriors
– Kevin Durant rzucił 26 punktów i miał 13 zbiórek. Klay Thompson dołożył 27 oczek i sześć zbiórek. Triple-double złożone z 15 punktów, 15 zbiórek i 11 asyst zanotował Draymond Green. Ogólnie, aż sześciu zawodników Warriors wykręciło dwucyfrowy wynik punktowy. Pelicans nie mieli dzisiaj na nich żadnej odpowiedzi. Co dla nich, chyba, najgorsze, to fakt, że Stephen Curry prawdopodobnie wróci na mecz nr dwa.
– Jeśli Pelikany mają gdzieś szukać pozytywów, to, tak szczerze, nie wiadomo. Przyjemnie oglądało się rzut Dariusa Millera, który na koniec drugiej kwarty, trafił trójkę z trumny. Nie jest to jednak coś, na czym można budować optymizm. Zawiódł przede wszystkim Jrue Holiday, który na słabej skuteczności rzucił zaledwie 11 oczek. To dopiero pierwszy mecz i naprawdę wiele może się zdarzyć, ale fani Pelicans, po niezbyt wymagającej pierwszej rundzie, na dzień dobry dostali lodowaty prysznic.
– Warriors rzucili w pierwszej połowie aż 76 punktów, w tym 41 w drugiej kwarcie. W obu przypadkach są to rekordy jeśli chodzi o występy w playoffs. Było to również 13 z rzędu wygrana Warriors na własnym parkiecie w playoffs – rekord klubu.