Danny Green był jednym z głównych bohaterów pierwszego finałowego pojedynku Lakers z Heat. Utytułowany weteran zapisał na swoim koncie 11 punktów, 3 bloki i 2 przechwyty. Wskaźnik +/- przy nazwisku 33-latka wyniósł +21. Wyższy +23 miał tylko Anthony Davis.
Kentavious Caldwell-Pope pochwalił po meczu swojego kolegę i nadał mu nawet nowy przydomek.
„Wiemy doskonale, na co stać Danny’ego i dlatego przed każdym meczem zachęcamy go, by rzucał. Wszyscy jesteśmy pewni, że jak zajdzie potrzeba Playoff Danny wyjdzie na boisko i trafi ważne rzuty, tak jak to zrobił dziś wieczorem.”
Caldwell-Pope wie, co mówi. W ubiegłym sezonie, grając w drużynie Raptors, Green wywalczył swój drugi mistrzowski pierścień w karierze. Podobnie jak LeBron James, Green jest bliski zdobycia swojego trzeciego tytułu mistrzowskiego w trzeciej kolejnej drużynie w barwach, której występuje.
Mimo iż przez całą swoją karierę miewał duże wahania formy, zawsze w decydujących fragmentach sezonu, zwłaszcza finałach, stawał na wysokości zadania. W swoich trzech dotychczasowych finałach NBA zdobywał średnio 10,4 punkty na mecz. We wszystkich 18 meczach finałów trafił 50 ze swoich 136 rzutów za trzy punkty, co oznacza imponujące 37% skuteczności.
Danny Green to jednak nie tylko dostarczyciel punktów. Już wiele lat temu przedstawił się lidze jako świetny defensor. W 2017 roku został wybrany do NBA All-Defensive Second Team. O jego wysokich defensywnych umiejętnościach przekonali się ubiegłej nocy Goran Dragic, Tyler Herro i Duncan Robinson. Żaden z nich nie potrafił rozwinąć skrzydeł przy doświadczonym Greenie.
Przydomek „Playoff Danny” z pewnością pasuje do Greena, jednak „Finals Danny” pasuje chyba jeszcze bardziej.
Wyniki NBA: 34 punkty Davisa, Lakers zdominowali Heat w pierwszym meczu finału NBA!
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?
- NBA: Bane chciał być jak Morant. Szkoda, że nie w pozytywnym sensie