Z roku na rok NBA staje się coraz bardziej kosmopolityczna, a zawodnicy sprawdzeni z różnych stron świata stanowią o sile większości drużyn. Swoje miejsce w najlepszej lidze świata odnaleźli też zawodnicy z Europy. Nikola Jokić czy Luka Doncić do dziś czołówka ligi. Nikogo więc chyba nie dziwi, że w Sacramento Kings obiecywali sobie wiele po transferze Aleksandyra Wezenkowa, tymczasem wyszło zupełnie inaczej.
Wprawdzie reprezentant Bułgarii nie jest już najmłodszy jak na zawodnika, który ma za sobą tylko jeden sezon w NBA, jednak jego przejście do Sacramento Kings posiadało znamiona transferowej bomby. 28-letni silny skrzydłowy był przedstawiany jako jeden z czołowych koszykarzy Europy, co udowodniał chociażby w EuroLidze. Czołowy strzelec Starego Kontynentu został wybrany MVP rozgrywek za sezon 2022-23.
Choć do draftu do NBA przystąpił już w 2017 roku i został wybrany w końcówce drugiej rundy przed Brooklyn Nets, długo nie decydował się na wyjazd za ocean. Trudno powiedzieć, czy obawiał się wyższego poziomu czy miał inne powody. Faktem jest, że były zawodnik Barcelony czy Olympiakosu dopiero w ubiegłym roku podpisał trzyletni kontrakt o wartości 20 milionów dolarów z posiadającymi do niego prawa Kings.
Trzeba przyznać, że jego liczby z debiutanckiego sezonu nie robią pozytywnego wrażenia. W 42 meczach grywał średnio po 12,2 minuty, zapisując na swoje konto 5,4 punktu oraz 2,3 zbiórki na skutecznościach wynoszących 44,0% z gry oraz 37,5% za trzy. Delikatnie mówiąc, nie stał się motorem napędowym drużyny, która swój udział w tegorocznym postseasonie zakończyła na dwóch meczach fazy play-in.
Trener ekipy z Sacramento, Mike Brown, od początku wyraźnie dawał do zrozumienia, że Sasha nie dostanie minut za piękne oczy i tytuł MVP EuroLigi, tylko będzie musiał na nie zapracować tak samo jak reszta drużyny. Faktycznie, zwłaszcza pod względem defensywnym Wezenkow nie od razu mógł sobie poradzić z szybkością gry spotykaną na parkietach NBA, ale tu nie chodzi o to, że się nie starał. Po prostu był przyzwyczajony do innego stylu, tego EuroLigowego.
– Myślę, że to są dwa różne światy. Osobiście uwielbiam NBA i staram się oglądać dwa czy trzy mecze dziennie. Bardzo mi się to podoba, ale na pierwszy rzut oka widzę zupełnie inną mentalność i podejście do wszystkich aspektów gry. Moim zdaniem tacy goście jak Vasilije Micić czy Aleksandyr Wezenkow mogą potrzebować więcej niż roku, by odpowiednio przystosować się do nowych warunków – powiedział jeszcze w marcu były trener Bułgara z Olympiakosu, Georgios Bartzokas.
Gdy 28-latek wreszcie zaczął dostawać szanse, zaprezentował chęci do ciężkiej pracy, dobre ruchy bez piłki, solidne zbiórki, a i nie wahał się, gdy trzeba było przymierzyć zza łuku. Wciąż jednak częściej niż na parkiecie widywany był na ławce rezerwowych. Gdy wydawało się, że szansa jest już blisko, Wezenkow doznał kontuzji kostki, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni. Po powrocie do zdrowia sytuacja wróciła „do normy”. Najwidoczniej trener Brown, widząc dobrą formę swoich podopiecznych, nie chciał za bardzo mieszać w składzie, na czym najbardziej ucierpiał reprezentant Bułgarii.
Należy jednak zaznaczyć, że również i w jego przypadku odmienny styl gry nie był jedyną przeszkodą do pokonania. Pobyt w nowym kraju, styczność z językiem innym niż ojczysty, kontakt z zupełnie nowymi kolegami z drużyny – można przypuszczać, że adaptacja w nieznanym środowisku nie musi być aż tak prosta, jak to się może wydawać. Tym bardziej, jeśli grasz w drużynie, która nie wybacza błędów i pomyłek (no chyba że jesteś młodym, rodzimym talentem i nazywasz się Keegan Murray).
– Jeśli dasz radę się szybko zaadaptować, na pewno dostaniesz szansę. W innym przypadku może być o nią ciężko – przyznał Wezenkow w marcu w wywiadzie udzielonym Mundo Deportivo.
Jak donosi Michalis Stefanou z Eurohoops, Sasha poinformował już władze Kings, że nie zamierza pozostać w drużynie na drugi, wart 6,6 miliona dolarów, sezon. Jest to umowa w pełni gwarantowana (dopiero w sezonie 2025/26 w życie mogłaby wejść opcja drużyny), więc w Sacramento mają dwa wyjścia – zwalniają zawodnika albo szukają wymiany. Na tę chwilę druga z opcji wydaje się bardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Zasadnicze wydaje się pytanie – jaką decyzję podejmie Wezenkow? Jeśli postanowi dać sobie jeszcze jedną szansę w NBA, na pewno nie będzie chciał trafić do jakiejś przypadkowej drużyny, gdzie znów będzie co najwyżej łapał ogony w garbage time. A może stwierdzi, że ma już dość i woli wracać do dobrze sobie znanej Europy? Wszystko się okaże w ciągu najbliższych kilku miesięcy, jednak na tę chwilę niczego nie można wykluczyć.